Ola
Czekał o umówionej
porze. Zawsze był chwilę przed czasem i zaczęło mnie zastanawiać, że on zazwyczaj
praktycznie jest wolny. Poza tymi spotkaniami w Clev i wyjazdami, to o każdej
porze był dostępny. Usiadłam obok niego, pogoda była jakaś kiepska, pochmurno,
jakby miało padać.
- „Mam nadzieję, że
zdążymy przed deszczem.”
- „O tym samym
właśnie pomyślałam.”
- „Mama robi dobry
obiad specjalnie na Twoją wizytę.”
- „Weź przestań, bo
się zaczynam stresować.”
- „Nie masz czym.
Moja mama, to złota kobieta. Tylko nie zdziw się, że nasz dom jest naprawdę
duży.”
- „Nie no, spoko.
Duża rodzina, to i dom musi być duży.”
W sumie duży dom, to
duży dom, ale takiego się nie spodziewałam. Był wręcz ogromny. Otoczony wysokim
murem, położony daleko od głównej drogi, brama otwierana pilotem przez
Tay’a i potem wyłożona kostką droga dojazdowa do posesji, którą jechało się
jeszcze wśród drzew. ‘Niezła posiadłość’ – pomyślałam, a gdy oczom moim ukazał
się budynek musiałam uważać, żeby nie otworzyć buzi z wrażenia. Niebieskooki
musiał mieć naprawdę dzianych rodziców. Pod domem był parking, z boku wielki
garaż, akurat wolny, więc Tay tam zaparkował, bo nie chciało mu się rozkładać
dachu w razie deszczu. Salon i jadalnia były ogromne, kuchnia też, pokoi chyba
z piętnaście, jakieś dwa skrzydła czy coś. Widziałam już sporo domów w okolicy,
ale jednak ten wywarł na mnie największe wrażenie. Faktycznie nie miałam się
czego obawiać, bo jego mama była przemiłą kobietą, młodsza siostra natomiast
albo była przed okresem albo miała złośliwy charakterek. Po obiedzie
porozmawialiśmy jeszcze trochę z mamą, a potem poszliśmy do pokoju
niebieskookiego, który w przeciwieństwie do koloru jego oczu był zielony. Pokój
był długi, ale dość wąski. Na krótszych bokach były drzwi z korytarza i drugie
do łazienki, którą Tay dzielił z Zackiem, poinformował mnie więc, żebym zamykała
też na klucz drzwi od pokoju młodszego brata od środka. Na dłuższej ścianie
stało wielkie łóżko, naprzeciwko był telewizor, wieża, w rogach stały kolumny.
Obejrzałam wystrój i rzuciłam się plecami na łóżko.
- „Rany, ale się
najadłam. Przydałaby się jakaś sjesta.”
Tay w sekundę znalazł
się obok mnie i podpierając na łokciu spytał czy mam ochotę obejrzeć film.
Uznałam, że to dobry pomysł. Usiadłam opierając się o zagłówek, wybraliśmy
wspólnie jakąś komedię i obejrzeliśmy chyba jedną czwartą filmu. Tay najpierw
trzymał mnie za rękę, potem oparłam się o jego tors, a on splótł ręce na moim
brzuchu, a na koniec zaczął całować po włosach, skroni i uchu, więc nie bardzo
mogłam się skupić na filmie. Odwróciłam się w jego stronę jedną ręką opierając
na łóżku, a drugą kładąc mu na ustach na znak ciszy.
- „Tay, przeszkadzasz
mi oglądać film.”
- „Co ja na to
poradzę, że nie mogę wytrzymać w bezruchu?”
- „Jak Ci się nudzi,
to idź pobiegaj.”
- „Mnie się w ogóle
nie nudzi. Mam wręcz milion zajęć, które trzymają mnie tutaj.”
- „No to po co
proponujesz film, a potem nie dajesz oglądać?”
Zaczęłam jeździć mu
palcem wskazującym po twarzy, a on bardziej zacieśniał uścisk. Byłam już bardzo
blisko, dzieliły nas centymetry, ale lubiłam się czasem podroczyć.
- „No bo są
fajniejsze rzeczy niż oglądanie filmu.”
Już uniósł głowę,
żeby mnie pocałować, ale zareagowałam szybko wciskając go z powrotem w
poduszki.
- „Czemu mi to
robisz?” – zrobił minę małego chłopca.
- „Nie możesz mieć
wszystkiego od razu, musisz uczyć się cierpliwości.”
- „Kiedy ja jestem
bardzo cierpliwy.”
- „I dlatego, że się
nie rzucasz dostaniesz nagrodę.”
Wtedy ja zaczęłam go
cmokać w skroń, czoło, ucho i włosy.
- „Ola!”
- „Mmm?” – spytałam
nie przerywając wykonywanej czynności.
- „Doprowadzasz mnie
do szału!”
- „To chyba dobrze.”
– wyszeptałam mu do ucha i potem patrząc prosto w niebieskie oczy pocałowałam. Odpłynęłam. Całkowicie. Totalnie. Bez stresu. Uwielbiałam się z nim
całować i myślałam wtedy tylko o nim co jakiś czas zatapiając się w niebieskich
oczach. Dałam się ponieść i wtedy zastanowiłam się nad tym, że spróbuję mu
zaufać. Nie dał mi żadnych powodów, żebym miała tego nie zrobić. On na pewno
wiedział, że potrzebuję czasu, musiał to widzieć. Przerwałam myślenie, bo jego
ręce głaskały moje plecy, włosy, twarz. Moje robiły to samo. Było gorąco i nie
miałam pojęcia, że za oknem się jednak rozpadało. Zamarłam, gdy wsunął dłoń pod
moją koszulkę dotykając pleców. On też zastygł w bezruchu czekając na moją
reakcję. A co mi tam. Wróciłam do całowania, a ręka Tay’a zaczęła dotykać moich
pleców w taki sposób, że kręciło mi się w głowie, mimo że byłam w pozycji
leżącej. Przecież to tylko plecy, a jego ręka parzyła jakby była rozżarzonym
węglem. Tay zamienił nas miejscami, teraz on był górą. Wplótł rękę w moje
włosy, dotknął nosem mojego nosa i szepnął:
- „Co Ty ze mną
robisz?”
- „Ja? Chyba, co Ty
ze mną robisz?” – odrzekłam lekko zachrypniętym głosem zauważając, że bardzo
błyszczą mu oczy. Te oczy. Te, które od razu zauważyłam, gdy podawał mi kubek z
wodą. Te, których nie mogłam zapomnieć. Te, które magnetyzują mnie, gdy tylko w
nie spojrzę. A teraz? Mogłam patrzeć w nie prawie codziennie. Po zaczerpnięciu
oddechu i pozostawieniu naszych pytań bez odpowiedzi powrócił do całowania, ale
tym razem po szyi, ramieniu i dekoldzie. Serce mało nie wyrwało mi się z piersi,
ale czułam, że jego też było w szaleńczym biegu. Jak to często bywa takie
chwile zostają przerwane przez niczego nie podejrzewających domowników. Albo
właśnie podejrzewających i robiących to specjalnie. Dobrze, że zdążyliśmy się grzecznie
ułożyć, a film dalej leciał, gdy mama Tay’a zastukała do drzwi. Po zaproszeniu
przez syna zajrzała mówiąc:
- „Chodźcie na deser
dzieciaki.”
- „Już idziemy mamo.”
– odrzekł Tay, a gdy wyszła spojrzał na mnie i dodał – „Ale spąsowiałaś. Nie
przejmuj się, masz tylko trochę potargane włosy.” – zaczął się śmiać, a ja
spojrzałam na niego z politowaniem.
- „A widziałeś
siebie?”
Nasze serca się
uspokoiły, przeczesałam palcami włosy niebieskookiego, swoje potraktowałam
szczotką, jeszcze raz się pocałowaliśmy i poszliśmy do jadalni.
Mnie się bardzo
dobrze rozmawiało z mamą Tay’a, więc po deserze byłyśmy pogrążone w dyskusji o
mojej mamie i rodzeństwie, a Tay z Zackiem, który wrócił w między czasie do
domu bazgrali coś na kartkach w drugim końcu salonu. Z Zackiem zamieniłam dosłownie
kilka słów. Tay odwiózł mnie wieczorem. Prawie byliśmy na miejscu, gdy dostałam
smsa, który wyprowadził mnie z równowagi.
„Cześć. Właśnie
spotkałem Polę i Mikołaja. Mówili, że zostałaś w Stanach. Jak się miewasz?
Wspominam Cię często.”
Nie miał kiedy, naprawdę
nie miał kiedy. Z nerwów zacisnął mnie żołądek, wszystko zaczęło do mnie
powracać. Poczułam dłoń Tay’a na swojej.
- „Ola? Ola? Co się
stało?” – spojrzałam na niego nieprzytomnie.
- „Nic, nic.”
- „Strasznie
zbladłaś.”
Zauważyłam, że stoimy
pod blokiem. Pocałowałam Tay’a dziękując mu za udany dzień, ale zrobiłam to
chyba zbyt sztucznie, bo nie puścił mojej ręki.
- „Ola, nie wypuszczę
Cię takiej zdenerwowanej. Zaufaj mi i powiedz, co się stało.”
Widziałam troskę w
jego oczach, ale musiałam powiedzieć coś, co pozwoli mi spokojnie iść na górę.
- „To moja
przeszłość, może kiedyś Ci opowiem. A teraz już pójdę.”
- „Pola mówiła to
samo.”
- „Co?”
- „Że może kiedyś mi
opowiesz. Nieważne. Cześć.”
Widziałam, że jest mu
przykro, nie odwrócił się tylko ruszył zbyt szybko, bo opony aż zapiszczały.
Stałam pod blokiem nie mogąc się ruszyć, znowu zaczęło padać, ale zauważyłam
dopiero po chwili. Dostałam smsa od Poli, że właśnie spotkała Igora i że nawet
jak do mnie napisze mam go olać i zająć się niebieskookim. ‘Olka, Ty idiotko!’
– pomyślałam, weszłam do mieszkania i rozpłakałam się.