Got a hold on me

poniedziałek, 31 marca 2014

Część 5


Narrator
W domu, gdy udało się doprowadzić Pawła do łóżka Pola zaczęła temat.
- „Ale Ci oczy błyszczą.”
- „Polka!”
- „Co? Prawdę mówię. Prawie całą imprezę z nim przegadałaś. Ty, która jak słyszy fajną piosenkę nie może usiedzieć na tyłku.”
- „Fajnie się z nim rozmawia. Naprawdę fajnie. Jest taki… hmm… normalny. I chyba już powoli wracam do siebie, chociaż ciągle magnetyzuje mnie tymi swoimi oczami.”
- „Opowiadaj po kolei.”
Ola streściła całą rozmowę, nie zatajając wątku Meg.
- „No cała Ty! Nie dajesz facetowi przejąć pałeczki.”
- „Tym razem trochę dałam. Mamy iść na kawę. Tylko wiesz co? On nawet nie spytał czy ja lubię kawę.”
- „Olka, weź już się opanuj! I chodźmy spać, bo ledwo zipię.”

Całą niedzielę i poniedziałek Ola uczyła się do egzaminu i tylko czasem pozwalała niebieskookiemu wejść do swojego umysłu. W środę stała na przystanku, ale autobus nie nadjeżdżał. Paweł z Polą od rana na uczelni, akurat wzięli auto, znikąd pomocy. Zdenerwowana zaczęła dzwonić po znajomych czy ktoś nie jedzie akurat z Sand Springs albo nie mógłby jej chociaż podrzucić. Chodziła w tę i z powrotem co i rusz zerkając na zegarek, gdy na przystanek podjechał samochód. Najpierw go nie zauważyła, dopiero, gdy ktoś zawołał ją po imieniu przerwała rozmowę z Angelą by spojrzeć w stronę auta. Krzyknęła z ogromną ulgą.
- „Tay! Spadłeś mi z nieba! Powiedz, że jedziesz do Tulsy, nie ma autobusu, a ja się spóźnię na egzamin.”
- „Wskakuj.” – odparł chłopak otwierając drzwi pasażera srebrnego kabrioletu.
- „Angela, dzięki, już mam podwózkę, do zobaczenia na miejscu.” – Ola dokończyła do słuchawki, a potem wcale nie myśląc, że siedzi w aucie niebieskookiego zaczęła trajkotać ze zdenerwowania.
- „Nie wiem, co się stało. Zawsze busy jeździły punktualnie. Czekałam 20 minut na przystanku, a jego nie ma. Przecież jakbym nie dojechała, to byłoby po mnie.” – wzrokiem biegała naokoło nie mogąc skupić się na niczym, a już najmniej na Tay’u.
- „Wyluzuj dziewczyno, bo nic nie napiszesz. Uspokój się i oddychaj.” – w końcu na niego spojrzała i uśmiechnęła się.
- „Spróbuję, ale bardzo się denerwuję. Uczyłam się dużo, ale teraz nie jestem pewna czy wszystko pamiętam.”
- „Pamiętasz na pewno, wyluzuj.”
Ola zamknęła oczy, odetchnęła parę razy. Tay przypatrywał jej się z lekkim uśmiechem. Jego półdługie blond włosy przytrzymane były na głowie okularami natomiast długie blond włosy Oli wirowały na wszystkie strony.
- „Tak. W końcu kompetencje pracownicze nie są takie trudne. A skąd Ty się w ogóle wziąłeś? Gdzie jedziesz?”
- „Byłem w drodze do Cleveland. Mam otwarty projekt i mamy tam spotkanie. Jak się chwilę spóźnię nic się nie stanie, beze mnie nie zaczną.” – wypiął pierś do przodu i poprawił się na siedzeniu.
- „No tak, nie może zabraknąć najważniejszej osoby.” – Ola podchwyciła temat – „A gdzie jest to Celeveland?”
- „Jakieś 7 mil za Sand Springs.”
- „Zaraz. To Ty zawróciłeś?”
- „Yhm. Jechałem z Tulsy, zauważyłem Cię na przystanku i od razu było widać, że masz jakiś problem.”
- „Oooh, to głupio mi w takim razie. Ale dzięki, bo nie wiem, jakbym sobie poradziła. Chyba usiadła na chodniku i się rozpłakała.”
- „Nie ma sprawy. Nie się nie martw tylko skup na tych kompetencjach. Jesteśmy, śmigaj, powodzenia!”
- „Dzięki Tay!” – po czym, gdy już się zatrzymał dodała „naprawdę, wielkie dzięki” i wybiegła w stronę kampusu. Tay odjechał śmiejąc się pod nosem. Ola zdążyła na egzamin i na powrotnego busa, który przyjechał o czasie. Oparła głowę o szybę, bo zbyt dużo miała emocji jak na pół dnia. Otrzeźwił ją dźwięk smsa.
- „Cześć. Jak kompetencje? Dobrze poszło? Tay”
- „Cześć. Gdyby nie Ty, to by w ogóle nie poszło. Ale ok. Na wszystkie pytania odpowiedziałam. A jak spotkanie?”
- „Zdolna bestia z Ciebie! Kiedy wyniki? A spotkanie? Nuda! Nikt nie przygotowany.”
- „Wyniki w piątek powinny być. Wtedy mam też kolejny egzamin. Chyba wyjdę na autobus dwie godziny wcześniej.”
- „O której masz ten egzamin?”
- „O 11.”
- „A ile Ci się zejdzie?”
- „Ma trwać godzinę, ale wyniki mają być od razu, więc pewnie dwie, może trochę więcej.”– napisała zgodnie z prawdą, ale Tay odpisał dopiero jak już rozsiadła się wygodnie w domu w fotelu z kawą.
- „To podwiozę Cię na egzamin, potem załatwię swoje sprawy, wrócę po Ciebie powiedzmy ok 13 i pójdziemy na obiecaną kawę. Co Ty na to?”
- „Tay, to miłe, że chcesz mi pomóc, ale nie będę się czuła dobrze, jak będziesz tak kursował między Tulsą a Sand Springs przeze mnie.”
- „Bez przesady. To blisko. Podjadę, przynajmniej nie będziesz się stresować busem.”
- „Dobra, to dzięki. To około 10.30?”
- „Ok, napisz mi adres. A teraz pilnie się ucz, a ja zabieram głos w spotkaniu, bo się już na mnie wilkiem patrzą.”
Ola odpisała na smsa i zrobiła drzemkę, bo mimo kawy oczy kleiły się niemiłosiernie.
Do końca dnia Tay się nie odezwał, a Ola zabrała za naukę kolejnego przedmiotu. Ten był trudniejszy, w ogóle nauka w obcym języku była trudniejsza. Pola z Pawłem mieli jeszcze gorzej, bo uczyli się tylko w szkołach, ona mówiła z całej trójki najlepiej. Dzięki mamie. Mama… Tęskniła za nią, mimo że regularnie rozmawiały przez Skype. Gabi opowiadała swoje przygody, wypaplała, że Adrian ma dziewczynę i że ona też chciałaby mieć chłopaka. „Maluchy” dorastały. W październiku miały skończyć 18 lat. Czyli Gabi miała prawie tyle lat, ile ona, gdy poznała Igora. Oby jej siostra trafiła na kogoś tak dobrego i nie popełniła jej błędu. Gabi nie raz wypytywała ją o jej relacje z Igorem, ale była za mała, żeby Ola mogła jej wszystko opowiadać. Teraz dorosła. Może kiedyś jej powie. Tak, na pewno kiedyś jej powie. Bliźniaki zapowiedziały Oli, że skoro nie wraca na wakacje, to na ich urodziny przylecieć musi. To skłoniło ją do szukania pracy, chociażby sezonowej. Wysyłała zgłoszenia między czasem na naukę a imprezy. Sama nie wie jak to wszystko godziła i nie chodziła jak zombie, bo czasu na spanie zostawało już niewiele.

Ola
W czwartek Tay napisał smsa pod wieczór, że pamięta i będzie punktualnie. Miłe to, bo zaczynałam się zastanawiać czy spotkanie aktualne. Na drugi dzień Pola sterczała na balkonie i gdy tylko zauważyła niebieskookiego wpadła do naszego wspólnego pokoju.
- „Jest już, jest!”
- „No i dobrze. Nic mu nie będzie jak poczeka trzy minuty.”
- „Olka, ale jest 10.20, przyjechał przed czasem.” – Pola zachichotała – „Jak mój Mikołaj, zawsze przed czasem, zawsze on na mnie czeka.” – zrobiła smutną minę.
- „Wiem, wiem, znam go przecież. Nie wariuj. Gdzie moja szminka?”
- „Ooo, sorki, ja ją mam. Proszę. A od kiedy używasz szminki? Liczysz na całowanie?” – spojrzałam na nią jak na kosmitkę, postukałam się w czoło i rzuciłam w nią potem tą szminką.
- „Dobra młoda! Zjeżdżaj już na dół i udanej randki! A wieczorem wszystko jak na spowiedzi.”
- „Tak, tak, oczywiście. To nie randka tylko kawa, uspokój się.”
- „Jeśli facet zaprasza na kawę mówiąc, że może będziecie rozmawiać nie tylko na imprezach…” – Pola znowu weszła na analizę psychologiczną, ale jej przerwałam – „Tak, Poleńko, rozumiem, ale muszę już iść.”
- „Ok, to miłego! I wybadaj czy on będzie jutro na imprezie.”
- „Oj, faktycznie, a kto jutro robi?”
- „Angela! Jak go nie będzie, to go zaproś.”
- „Wariatka! Lecę, cześć!”
- „Cześć! Zaproś go!!!” – krzyknęła, gdy byłam już na klatce.

piątek, 28 marca 2014

Część 4



Ola
Gdyby nie to, że wiedziałam, że kumpel Pawła lubi potańczyć, to nigdzie bym nie poszła. Dopadła mnie jakaś nostalgia, wspomnienia, bez sensu i zupełnie niepotrzebnie. Jedynie tym, że będzie dobra muzyka udało się Poli mnie przekonać. Wskoczyłam w jeansy, koszulkę na ramiączka, trampki, włosy związałam w kitkę i pojechaliśmy. Już parkując zmienił mi się nastrój na dobry, bo usłyszałam muzykę. Fajna, taneczna, latynoamerykańska. Po szybkim przywitaniu byłam już na parkiecie. I w sumie tego mi było trzeba! Wyżycia się! Wytańczenia, wyrzucenia z głowy wszystkiego, o czym nie chciałam myśleć. Igor też dobrze tańczył… Nie! Stop! Nie myśleć o Igorze, nie myśleć, dać się porwać. Zdążyłam zmienić tor mózgu, gdy jakiś chłopak chwycił mnie za ręce i zaczął tańczyć krokiem salsy. Zdziwiona spojrzałam na niego, ale dołączyłam bez zbędnego przedstawiania się. No, nareszcie jakiś facet, który potrafi tańczyć! W dzisiejszych czasach ze świecą takich szukać. Dobrze prowadził, parę razy tylko się nie zrozumieliśmy, więc poszło całkiem nieźle. Po pięciu, a może nawet dziesięciu utworach przedstawił się jako Michael i poszliśmy na piwo. Oboje zgrzani, z wypiekami na policzkach pogrążeni w rozmowie o tańcu. On też tańczył od dziecka, uwielbiał to, nawet uczęszczał na lekcje, ale jakoś tego potem zaniechał. Dopiero niedawno wrócił na naukę salsy i innych latino. Proponował, abym dołączyła do jego grupy, ale zmuszona byłam odmówić z powodów finansowych. Jedyne, w czym mogłam uczestniczyć w Stanach, to zespół ludowy przy tutejszej polonii, był dofinansowany, płaciło się grosze, a przynajmniej mogłam się poruszać. Prób w sumie było mało, bo tylko raz na tydzień, ale i tak było całkiem fajnie. Powiedziałam o tym Michaelowi, a ten wykazał żywe zainteresowanie tańcami polskimi. Obiecałam, że zaproszę go na jakiś pokaz, a on obiecał zaprosić mnie. Wziął mój numer telefonu, bo niestety wpadł tylko na chwilę i musiał się już ewakuować. Gdy się żegnaliśmy podeszła do mnie Pola i powiedziała po polsku, że niebieskooki już od godziny mnie obserwuje podczas rozmowy z Michaelem. Godziny? To ja tak długo z nim rozmawiałam? Faktycznie, jest parę takich tematów, o których mogę mówić, mówić i mówić… Ale zaraz? Co ona powiedziała? Niebieskooki? Tutaj?
- „Polka, jesteś pewna, że to on?”
- „Jak się dyskretnie obrócisz w prawo, to sama zobaczysz.” – powiedziała Pola, po czym z konspiracją w głosie dodała – „Ooo, już nie musisz. Właśnie zmierza w tę stronę.”
- „O nie! Byłam przekonana, że go tutaj nie będzie.”
- „Cześć.” – powiedział, a ja odwracając się udałam zdumienie.
- „Cześć.” – Pola trąciła mnie łokciem. – „To jest Pola, moja przyjaciółka, a to Tay.”
Wymienili uprzejmości, Pola krzyknęła coś do koleżanki w drugim końcu kuchni, przeprosiła i zostawiła nas samych, za co tym razem wcale nie byłam wdzięczna.
- „Co słychać?” – cały czas patrzył na mnie i uśmiechał się delikatnie.
- „W porządku, tylko teraz dużo nauki. W ogóle nie powinno mnie tu być. Powinnam czytać książkę, bo niedługo mam egzamin. A że to pierwszy na tej uczelni, to bardzo się denerwuję. A co u Ciebie?” – z nerwów, ale nie tych spowodowanych egzaminem, a tym, że on tu stoi zaczęłam nadawać jak katarynka.
- „Na pewno sobie poradzisz. Nie daj się tylko zwariować i przejąć stresowi kontroli nad umysłem.” – nie mogłam się nie roześmiać – „Co?”
- „Nic, nic, gadasz jak Pola.” – nie zrozumiał, więc dodałam – „Studiuje psychologię i często zarzuca mnie takimi terminami. Kontrola nad umysłem. Z tym mam jakiś problem ostatnio. Ech...”
- „Słucham?”
- „Nic, nic. Widzę, że dzisiaj alkoholowe?”
- „Tak, a Ty?”
- „Też, ale właśnie się skończyło, więc przepraszam, ale pójdę po kolejne. Do zobaczenia.” – już się odwracałam, gdy położył mi rękę na ramieniu.
- „Ola, poczekaj.” – nawet pamiętał jak mam na imię, od razu zwróciłam na to uwagę. Stanęłam w miejscu podnosząc brwi do góry.
- „Znowu zamierzasz uciec?”
- „Słucham?” – nie wiedziałam, o co mu chodzi.
- „Tydzień temu na imprezie.” – nadal nie rozumiałam. – „Szukałem Cię, ale ktoś powiedział, że pojechałaś do domu. Nie chcę, żebyś dzisiaj znowu zniknęła bez pożegnania.” – myślałam, że podłoga ustępuje pod moimi stopami, a to chyba tylko miękły mi kolana. Nie dałam jednak po sobie poznać i rzuciłam ripostą.
- „Przecież powiedziałam ‘do zobaczenia’, a to chyba jest jakiś rodzaj pożegnania?”
- „Jest, ale dla mnie nie wystarczający. Poczekaj, pójdę z Tobą po piwo i siądziemy gdzieś pogadać. Ok?”
- „Skoro nalegasz.” – tylko tyle wydukałam.
Z lodówki wzięliśmy piwo, potem Tay z puszkami w ręku zaczął się rozglądać za jakimiś krzesłami. Znalazł złożone pod ścianą, podał mi piwo, a sam wziął krzesła i udaliśmy się na zewnątrz. Usiedliśmy po drugiej stronie basenu, prawie pod płotem. Długo milczałam, on też. W końcu powiedział pierwszy:
- „Ostatnio jakoś głupio wyszło. Meggie jak zawsze…”
- „Spoko, przecież to nie mój biznes.” – przerwałam mu – „I wcale nie uciekłam. Brat Poli po nas przyjechał, on nigdy długo nie czeka, a wolałam nie wracać na piechotę.”
- „Aha. Ale Meg…”
- „Tay, daj spokój. Przecież my tylko rozmawiamy na imprezach, wyluzuj.”
- „A może nie będziemy rozmawiać tylko na imprezach?”
- „A niby gdzie?”
- „Już poprzednio chciałem spytać czy umówisz się ze mną na kawę, a potem – tylko daj mi dokończyć – Meg odwaliła taki numer. I chcę, żebyś wiedziała, że to nie jest moja dziewczyna.”
- „Ale przecież to nie jest moja sprawa, z kim się spotykasz.”
- „Czy Ty zawsze tak odpowiadasz? Zawsze musi być Twoje na wierzchu?”
- „Tak.” – z poważną miną potwierdziłam, więc i on zrobił się poważny. Wyglądał jakby nad czymś intensywnie myślał, w końcu podniósł się z miejsca.
- „To przepraszam w takim razie. Nie będę zawracał Ci gitary.” – zaczął kierować się w stronę domu, a ja pomyślałam, że chyba mi odbiło.
- „Zrobię to.” – teraz całkiem zbiłam go z pantałyku.
- „Co zrobisz?” – zatrzymał się, ale nie odwrócił.
- „Umówię się z Tobą na kawę.” – odwrócił się nadal poważny – „I to jest właśnie ten moment, kiedy powinieneś usiąść z powrotem, a ja powinnam powiedzieć przepraszam.”
Kąciki jego ust zadrżały w początkach uśmiechu, usiadł, upił łyk piwa.
- „I w ramach przeprosin ja stawiam tę kawę.”
- „Nie.” – znowu się spojrzał – „Ja stawiam, ale w ramach przeprosin Ty stawiasz następną.”
- „A skąd wiesz, że na jednej się nie skończy?”
- „Hmm… Czuję to w małym palcu lewej stopy.” – zrobiłam fontannę piwem tak mnie tym rozbawił. Na co rzekł, że z dwojga złego lepiej, że wyplułam niż miałabym się znowu dławić.
- „Mógłbyś już przestać mi dokuczać z powodu tamtego incydentu.”
- „Postaram się, chociaż Ty się tak fajnie przy tym obruszasz.”
Przegadaliśmy na tych krzesełkach prawie całą imprezę. Co i rusz wybuchaliśmy śmiechem. Tay był bardzo otwartym facetem, opowiadał, śmiał się, gestykulował, a przy tym nie unikał kontaktu wzrokowego, więc rejestrowałam każde spojrzenie, błysk oka, uniesienie brwi. Ni stąd ni zowąd pojawił się Paweł słaniający się na nogach, usiadł na trawie i oparł głowę na moich kolanach mówiąc, że on już się upodlił i chce do domu. Do Tay’a powiedziałam, że to właśnie brat Poli, Paweł to usłyszał i nie podnosząc głowy wyciągnął rękę, którą Tay uścisnął. Zostawiłam ich i pobiegłam do domu po Polę. Gdy wróciłam z przyjaciółką Paweł podniósł się i wspierając na jej ramieniu poszli w stronę wyjścia. Popatrzyłam na Tay’a i wzrokiem powiedziałam, że na mnie już pora.
- „Jeszcze moment.” – rzekł wyjmując telefon z kieszeni.
- „Polka, zaraz przyjdę.” – rzuciłam.
- „Fajnie się rozmawiało.” – powiedział Tay
- „Mnie też.”
- „To co? Mogę zapisywać?” – pokazał wyświetlacz z moim imieniem.
- „Możesz.” – podałam swój numer i zupełnie nie wiedziałam jak się pożegnać. Moment! Ja nie wiedziałam? Przecież nigdy nie traciłam zimnej krwi i teraz też nie mogło być inaczej. Wyciągnęłam dłoń.
- „No to do zobaczenia.” – oddał uścisk trochę dłużej niż trzeba było.
- „Do zobaczenia. To kiedy trzymać kciuki za egzamin?”
- „W środę. Cześć.”
- „Powodzenia. Cześć.”

czwartek, 27 marca 2014

Część 3



Ola
W kolejną sobotę impreza była w Tulsie i to na drugim jej końcu. Pojechałyśmy z Polą same, Paweł miał nas odebrać autem w nocy. Dom był wielki i piękny, stałam na piętrze przy poręczy, skąd widok był na drzwi wejściowe na parterze. Zobaczyłam go, gdy wchodził, zaczął się witać. Szturchnęłam Polę łokciem mówiąc po polsku "mój wybawca idzie". Zauważył mnie po chwili, skinął głową, uśmiechnął się i poszedł w stronę ogrodu. Na co Pola stwierdziła, że jest głodna i pociągnęła mnie za rękę.
- „Oszalałaś? Nie idę tam teraz!”
- „Nie? Trudno! Ja idę. Chcesz coś?”
- „Potem. No poczekaj tu ze mną. „
- „Mowy nie ma. Muszę go oblukać.”
- „Wariatka! Tylko nic nie rób i nie mów, bo Cię zamorduję.” - puściła mi oczko i poszła śladem Tay'a, a ja skierowałam się w stronę kuchni. Sięgałam piwo z lodówki i zamykając ją wrzasnęłam, bo kolega z roku chciał mnie przestraszyć i zrobił buu! Dostał ode mnie z łokcia, ale wyjął sobie piwo, otworzył nam obojgu, stuknął się ze mną szczerząc zęby w radosnym 'cheers' i odszedł. A ja odwróciłam się prosto na Tay'a.
- „Cześć.” - powiedział uśmiechając się.
- „Cześć.”
Staliśmy tak chwilę naprzeciwko siebie, po czym Tay otworzył lodówkę i wyjął browara dla siebie.
- „Bezalkoholowe?” - zdumiałam się.
- „Tym razem tak. Przyjechałem autem.”
- „Aaa...”
- „Głodna?”
- „Trochę.”
- „Idziemy?” - wskazał ręką ogród. Wreszcie odzyskałam głos i pewność siebie.
- „A co? Chcesz stać na straży, gdy będę jadła?”
- „Nie powiem, że mi to przez myśl nie przeszło.”
Wyszliśmy. Wzrokiem szybko odnalazłam Polę, która swoim szukała cały czas mojego wybawcy. Uniosła brwi pytająco, wzruszyłam ramionami i w tym samym momencie dostałam talerz od niebieskookiego. Nałożyliśmy trochę smakołyków.
- „Chodź.” - wskazał głową ławkę huśtawkę – „Najlepiej jeść na siedząco.”
- „Ej! Bez przesady!” - nie widziałam jego miny, bo już się odwrócił. Posłusznie poszłam za nim. Usiedliśmy, on wyjaśnił skąd zna gospodynię domu, już chciałam odpowiedzieć, ale położył mi palec na ustach mówiąc 'ciii', a że zrobił to niespodziewanie, to się zakrztusiłam.
- „Właśnie tego chciałem uniknąć.”
- „Spokojnie, już ok.”
Podał mi kubek z wodą, wypiłam, po czym spojrzeliśmy na siebie i wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Rozmawialiśmy na tej ławce ze dwie godziny. On też miał młodsze rodzeństwo, rozumiał więc, jak często wkurzały mnie maluchy. Rozmowę przerwała nam Meggie, która bezceremonialnie usiadła mojemu rozmówcy na kolanach mnie przyprawiając w zdumienie, a niebieskookiego we… wkurzenie? Ocknęłam się mówiąc, że już pójdę, usłyszałam jeszcze jak Tay mówi podniesionym głosem „Meg, ile razy mam Ci powtarzać? No ile razy?” Ale nic więcej się nie dowiedziałam, bo nie słyszałam już głosu dziewczyny.

Narrator
Widać było po Oli, że ruszyła ją ta sytuacja. Nie wiedziała, kim była dla Tay’a Meg i nie rozumiała czemu ją to obchodziło. Ok, fajny był, przystojny, świetnie im się rozmawiało, no i te oczy… ale przecież spotkała go tylko dwa razy i to przypadkiem. Wyrzucała sobie, że tak się tym przejmuje, bo zazwyczaj była z niej twarda sztuka. Potrafiła poradzić sobie w każdej sytuacji damsko-męskiej. Nie reagowała na zaczepki i docinki nawet jak jej się ktoś podobał. Ona dominowała w związkach. Ona pozwalała się takowym zacząć, ona je kończyła. Jednego zakończenia żałuje po dziś dzień, duma nie pozwoliła jej wybaczyć, honor ponad wszystko i dwuletnie po nim cierpienie, gdy żaden związek nie dorównywał temu z Igorem. Z nim była bardzo szczęśliwa, dbał o nią, szanował, był ogólnie dobrym człowiekiem. A ona nie wybaczyła jednego, głupiego pocałunku na mocno zakrapianej imprezie. Sam Igor ledwo co go pamiętał. Tamta dziewczyna miała na niego chrapkę już od dłuższego czasu, wykorzystała po prostu okazję. Ola o tym wiedziała, ale wolała ukarać ich oboje niż wybaczyć. Mimo usilnych starań Igora i Poli nie dała mu szansy. A on nie dawał o sobie zapomnieć, starał się długo, podłamał się, w końcu dał za wygraną. Czasem coś pisał, życzenia czy takie tam, co słychać. Ona odpisywała zdawkowo, że „w porządku”, „dziękuję”, „wzajemnie”, ale za każdym razem rana w sercu się otwierała, bo Igor miał tam jeszcze swoje miejsce.
Teraz szukała wzrokiem Poli, a nie mogąc jej dojrzeć usiadła na schodach i prawie duszkiem wypiła kolejne piwo.
- „Ola, szukam Cię wszędzie. Zbieramy się, Paweł już czeka.”
- „Super, chodźmy stąd.” – wyszła szybkim krokiem.
- „Stało się coś?” – Pola znała ją jak własna mama.
- „W sumie nic. Pomyślałam o Igorze, potem niebieskookim, sama nie wiem, co mam myśleć.” – opowiedziała wszystko przyjaciółce, a ta od razu wytłumaczyła sytuację z psychologicznego punktu widzenia.
- „Oleńko, przecież wiesz, że tak nie można. Dopowiadać sobie! Ile jeszcze będę musiała nad Tobą pracować? Już Ci to mówiłam przy Igorze i potem nie raz.”
- „Polka, wiem przecież. Mnie nie o to chodzi. Oczywiście, że będę normalnie się zachowywać i rozmawiać. Tylko czemu ja o tym myślę i czemu mnie to rusza?”
- „Bo on Ci się podoba.”
- „No fakt, podoba się. Ale przecież znasz mnie, wiesz, że ja tak nie reaguję. To nie jestem ja!”
- „Wiem i faktycznie mnie to dziwi. Ale widocznie bardzo Ci się podoba.”
- „Nie no, Pola, ja chyba zwariowałam? Ty też! No podoba mi się, ale trochę, normalnie, no sama nie wiem, co się dzieje. Bez sensu.” – Ola pokiwała głową i dopiero teraz zauważyła, że Paweł zaparkował już w podziemnym garażu.
- „Skończyłyście?” – spojrzały obie na niego – „Mogę teraz ja?” Gdy żadna nie powiedziała słowa wyrzucił jednym tchem. – „Rozstaliśmy się z Baśką.”
- „Coooo?” – chórem spytały i wybałuszyły oczy. Paweł milczał.
- „Nie wytrzymała ciśnienia związanego z rozłąką.” – Pola od razu znała przyczynę – „Tak mi przykro braciszku.”
- „Mnie trochę też. Ale tylko trochę. Nawet poczułem ulgę.”
- „Serio?” – Ola nie kryła zdziwienia – „Jakoś tak do siebie pasowaliście. Chociaż i tak w sumie krótko byliście razem.”
- „Krótko? Rok ze sobą byli.” – Pola widziała, że jednak Pawła to dotknęło. – „To co? Mamy jakieś piwo w domu czy nocny?”
- „Nocny!” – odkrzyknęli chórem Ola z Pawłem.
Wypili jeszcze po dwa piwa rozmawiając o swoich byłych/ obecnych/ potencjalnych/ wymarzonych. Pola aż popłakała się na wspomnienie Mikołaja, który cierpliwie czekał na nią w Polsce. Paweł trochę opłakiwał Baśkę, a Olka myślała, co jej się w umyśle poprzestawiało, gdy poznała Tay’a. Obudzili się w południe, niestety poprzednia noc nie ułatwiała nauki, a sesja zbliżała się wielkimi krokami. Każde z nich pogrążyło się w swoich książkach, swoich tematach. Oli jednak ciężko było się skoncentrować. Odganiała od siebie wizję wysokiego blondyna z lekko odstającymi uszami, które zawsze zabawnie się unosiły na jej widok. Nie! Koniec! Zero myślenia o Igorze! Nigdy przed nikim nie przyznała się, że tego żałuje w życiu najbardziej. Że taką decyzję wtedy podjęła. Złą decyzję.
Na nauce upłynął cały kolejny tydzień, w sobotę impreza była akurat u dobrego znajomego Pawła z roku, Pola się zbierała, Ola nie miała ochoty. Przyjaciółka namawiała ją, że może spotka swojego niebieskookiego, ale Ola tylko postukała się w czoło, że przecież niemożliwe, żeby każdej soboty była tylko jedna impreza i że mają tylko tych samych znajomych. Ale po usilnych prośbach Poli uległa. Wyszykowała się byle jak i poszła.