Got a hold on me

niedziela, 6 września 2015

Część 110



Podziękowania

Chciałam napisać to dawno temu, miałam ubrać w słowa to, co chcę przekazać Wam – czytelnikom. Nie miałam weny. Nie miałam chęci rozstawać się z bohaterami. Bo wiedziałam, że ten post, to będzie już całkowite zamknięcie mojej przygody. Chciałam do Was napisać kończąc Hanfica, a jednocześnie dając nadzieję na coś nowego. Niestety… Teraz nie będę pisać. Hanfic dał mi mnóstwo radości, ale też kosztował wiele czasu i nerwów. Gdy chciałam dodać część, a jej nie miałam, gdy chciałam odpowiedzieć na Wasze wołania, a nie mogłam. Ale najcudowniejsze dla mnie było to, że dał radość Wam – czytelnikom. Że komentowałyście, pytałyście, kiedy nowa część, zgadywałyście zajawki, że przeżywałyście to tak, jak chciałam, żebyście przeżywały. Kiedy była radość, humor, szczęście, to Wy to widziałyście, kiedy chciałam, żebyście się zezłościły, to się złościłyście, kiedy oczekiwałam żalu i zrozumienia na daną postać – to po prostu było. Do tej pory nie wiem, skąd mi się to wszystko brało do głowy, jestem umysłem ścisłym, a jednak potrafiłam coś napisać. Przeczytałam całego Hanfica na nowo, zajęło mi to trochę czasu. Ale Wasze komentarze, to było coś, co napędzało mnie do działania. Za to z całego szczerego serca dziękuję. W tym poście wszystkim anonimowym czytelnikom, jeśli takowi byli. Poniżej zamierzam się nieco rozpisać.

Kilka osób namawiało mnie na kontynuację, ale… To była jedna, zakończona historia, tak miała wyglądać i tak miała się skończyć. Z tym epilogiem to samo, tak miało to wyglądać, że pogodzili się po tych urodzinach Olsi w Polsce, a potem kilka lat później… Bardzo polubiłyście Zac’a, to o nim miał być Hanfic 2. Ci sami bohaterowie, jednak głównymi on i Susan. Trochę Oli też by było, zostawiłam sobie furtkę. Pamiętacie, co działo się z Olą w lutym w USA? No właśnie nie pisałam o tym, bo miało to być w kolejnej części bardziej rozwinięte. Teraz nie obiecuję, ale nie mówię nie. Życie nie raz mnie już zaskoczyło. Nigdy nie mów nigdy…

Personalnie:

Aniu, byłaś przy mnie od początku i napędzałaś do działania, mogłyśmy wspierać siebie nawzajem, gdy ja pisałam Hf, a Ty You. To były czasy. Zawsze, no… prawie… czytałaś jako pierwsza każdą część. Pomogłaś mi w kreacji pijanego Zac’a, która zawsze przyprawia mnie o atak śmiechu. „Ja! A Ty kto?” – pozostanie chyba z nami na wieki. Mogłabym dużo pisać, ale jako moja synchro – Ty wiesz… Dziękuję.

Olusho, gdy się zapoznawałyśmy (swoją drogą przez Twojego bloga), to nie myślałam, że tak się potoczą nasze losy, że tak spodoba Ci się Hanfic. Mogłam zawsze liczyć na komentarz od Ciebie i to taki szczery do bólu, czasem zjebałaś bohaterkę Olkę jak burą sukę, gdy jej się należało. Tak, tak… A ile śmiechu było i łez przy tworzeniu Hanviv, to chyba tylko my wiemy. Gdy dzwoniłam i najpierw musiałyśmy się wyśmiać przez minutę, żeby cokolwiek powiedzieć. Cieszę się, że szłyśmy razem, ramię w ramię. Dziękuję.

Betsy, czytałaś w moich myślach nie raz i miałam niezłą zagwostkę, jak odpisać na komentarz, żeby za wiele nie zdradzić. Zastanawiałam się czy Ty masz podłączenie pod mój komputer czy odczyniasz podróże astralne nocami czy po prostu tak jakoś czujesz to opowiadanie, że wiesz, co ja dalej planuję. No nieziemska w tym byłaś. Dziękuję.

Marusiu, nie znamy się nawet przez fb, ale muszę Ci powiedzieć, że zawsze bardzo oczekiwałam Twojego komentarza, bo byłaś chyba jedyną osobą tak neutralną czytającą to opowiadanie. Nie znającą mnie ani osobiście, ani z forum, ani z grup. Tylko i wyłącznie z tego bloga. Dziękuję.

Joaanno, gdy trafiłaś na mojego bloga, w dwa dni dostałam od Ciebie 87 maili z komentarzami. Byłam u znajomych, to był chyba 1 czy 2 stycznia, a ja co chwilę zaśmiewałam się do łez i machałam nogami w górze z Twoich spostrzeżeń. Dziękuję.

Aleksandro, a może powinnam napisać Polu? Pamiętam jak dałam Ci linka do opowiadania, a Ty na to wysłałaś mi smsa: „Pola? Serio? Serio???” No serio, serio, posłużyłaś mi jako pierwowzór. Takiej przyjaźni nie da się zniszczyć, tak jak w przypadku Olsi i Poli. Na żywo nie raz mówisz ‘po psychologicznemu’, Olsia potrzebowała kogoś takiego obok siebie, kto zawsze tam będzie, choćby nie wiem co. Tak jak i u nas. Dziękuję.

Themadziorish, to Ty zawsze miałaś w rodzinie ‘dobre pióro’, nie ja. Cieszę się, że czytałaś, ale sporo byłaś w stanie się domyśleć, w końcu znasz mnie w mordę misia. Rzadko komentowałaś, ale ciągnęłam Cię za język na żywo. Dziękuję.
        
Marto, z Tobą rozmawiałam o Hanficu, jak go jeszcze nie było. Zastanawiałam się czy będą czytelnicy, ale Ty przekonałaś mnie, abym pisała i publikowała. Dziękuję.

Anno de Witt, nie ukrywam, że Olsia miała z mamą tak samo dobry kontakt jak ja ze swoją, myślę, że domyśliłaś się, że jesteś pierwowzorem. Nie pochwalałaś nadmiernego picia procentów w opowiadaniu, ale ludzie młodzi tak mają na imprezach, a to było na studiach, no i nie pili codziennie tylko ‘od święta’. Dziękuję w imieniu redakcji – Judyta.

Marto J, dotarłaś później, ale też się wciągnęłaś, byłaś na grupie nawet jak oglądałyśmy streamy hansonowe. Dziękuję.

Natalio, cieszę się, że poznałyśmy się na żywo, że tak Ci się podobał mój blog i że zostałyśmy kumpelkami od Hansonów.       Dziękuję.

Anniko, dzięki Tobie poznałam dużo bardziej Hansonów, ich obyczaje, ciekawostki o nich. Znalazłyśmy się na forum, podałam Ci linka do opowiadania, nadrobiłaś chyba w 3-4 dni i zostałaś. Dziękuję.

Boom, Aneto, Bonsai, Marzeno, Basiu, Dżago, Malwino, Prerio, Iwono, Miko, Haniu, M.D., Edyto, Riri, Carol, Melanio, może kiedyś i Wy dokończycie czytanie, ale chociaż za chęci rozpoczęcia – dziękuję.

Mam nadzieję, że o nikim nie zapomniałam, jeśli tak, proszę o informację, a poprawię się. Normalnie łezka mi się w oku kręci. Niby tylko opowiadanie, ale… ten typ tak ma…

Dziękuję…

2015.11.03
Olis, trafiłaś na mojego bloga przez te Kellysowe, połknęłaś go w ekspresowym tempie, nie raz zostawiłaś komentarz, mimo że już zakończone, ale za to Ci serdecznie dziękuję.