Got a hold on me

piątek, 31 października 2014

Część 71


Narrator
Po śniadaniu Ola założyła jeansy, sportowe buty, bezrękawnik, weszła do salonu i rzuciła przeciągając się i stając na palcach.
- „Co z Wami ludzie? Trzeba chyba zwiedzić okolicę?”
- „Ola, daj spokój, jeszcze się nie obudziłem.” – Ike ziewał nad kubkiem kawy, Paweł z Jess siedzieli objęci w kącie, Pola interesowała się swoimi paznokciami. Ola westchnęła i zadała pytanie:
- „Może ktoś wybrałby się ze mną na spacer?” – przeciągnęła wymownie wzrokiem po wszystkich zatrzymując się na niebieskookim – „Tay?”
Chwilę trwało zanim do niego dotarło.
- „Tak, pewnie, wezmę kurtkę.”
- „Czekam na zewnątrz.” – rzekła Ola i wyszła, żeby nikt nie zdążył jej zagadnąć.

Tay
Szła obok mnie pewnym krokiem. Królestwo za to, o czym teraz myśli. Patrzyła chyba przed siebie, ale mieliśmy ciemne okulary, więc nie byłem pewny. Na dźwięk jej głosu aż się wzdrygnąłem.
- „Tu są te ruiny, wczoraj znalazłam, ale nie mogłam się wdrapać, dasz radę?” – spojrzała na mnie uśmiechając się, zrobiłem to samo. Zatarłem ręce, wciągnąłem się po wystających kamieniach.
- „Nie widziałam tu innej drogi, obeszłam z każdej strony.” – wyciągnęła jedną rękę, drugą przytrzymała się kamieni i z moją pomocą weszła na górę.
- „Uff, dzięki.”
- „Proszę.”
- „Wiesz, dostałam w pracy nowy projekt.”
Serio? Będziemy rozmawiać o pracy? Ale spoko. Jej zasady. Opowiedziała w kilku słowach o nowych zadaniach, o uczelni, pytała o płytę, a potem…
- „Dziękuję, że uszanowałeś moje zdanie, że dałeś mi pomyśleć. Bardzo tego potrzebowałam. Domyślam się, że było Ci równie ciężko jak mi.”
- „Było Ola i w sumie do tej pory jest. Gdyby nie Pola, to naprawdę bym zwariował. Całkiem. Możesz odpowiedzieć mi na pytanie? Wróciłaś?”
- „Wiem, że nie ważne są słowa, które padły, że czekasz na mnie, że wiesz, że nie potrzebuję Cadillaca i że chcesz się mną opiekować. Potwierdzisz mi?”
Niemożliwe! Ona to słyszała, słyszała to! Jedna z najbardziej osobistych piosenek, jaką napisałem. Skinąłem głową lekko się uśmiechając.
- „Dodam, że naprawdę uważam, że jesteś moją przyjaciółką.”
- „Jestem Tay. I będę.”
- „Czyli wróciłaś?”
- „Wróciłam.”
Ogromny kamień spadł mi z serca. Przygarnąłem ją do siebie, żeby nie widziała jak duże ma to dla mnie znaczenie. A zresztą, niech widzi. Zdjąłem nam obojgu okulary, wziąłem jej głowę w dłonie, miała zaszklone oczy, ja też. Pocałowałem ją w czoło i przytuliłem, a wtedy się rozpłakała.
- „Ciii… Cicho, teraz już będzie dobrze. Jestem przy Tobie.”

Ola
Tego było mi potrzeba. Jego ramion i uścisku. Tak. To dobra decyzja. W sumie, to od początku podświadomie wiedziałam, że prędzej czy później tak się to skończy.
- „Pamiętasz, co mi obiecałeś w szpitalu?” – podniósł brwi do góry.
- „Że będziesz walczył ze swoją…”
- „Aaa, to! Pamiętam i obiecuję, że będę się starał. Ale… Ale Ty też mi coś obiecaj.” – zdziwiłam się.
- „Obiecaj mi, że już więcej mnie nie odtrącisz i pozwolisz, abym był przy Tobie. Choćby nie wiem, co się działo.”
- „Postaram się.”
Znowu mnie przytulił, staliśmy tak chyba z kwadrans. Pocałował mnie w czoło i krótko w usta. Dalej poszliśmy trzymając się za ręce.

Narrator
Gdy drzwi zamknęły się za Tay’em Pola klasnęła w ręce.
- „Wrócą razem, mówię Wam.”
- „Eee, chyba jeszcze nie teraz.” – rzekł Paweł.
- „Mogę się założyć.” – Pola wyszczerzyła zęby.
- „Zgadzam się z Polą.” – Zac wyciągnął portfel – „Stawiam sto dolarów.” – Pola spojrzała na niego z przerażeniem.
- „Żartowałem, żartowałem.” – wszyscy wybuchli śmiechem.

- „Wiesz, że oni tylko na to czekają?” – spytał Tay Olę, gdy wracali z długiej wycieczki.
- „Wiem, wiem, ucieszą się.”
- „Chyba nie.” – Tay objął Olę ramieniem i mimo że byli sami, to pochylił się szepcząc jej coś na ucho, Ola roześmiała się szczerze, pierwszy raz od dłuższego czasu.
- „Tak! A potem nas zabiją.” – Ola dalej chichotała – „Brakowało mi tych wygłupów z Tobą.”
- „Do usług.” – Tay zgiął się w pas.

Drzwi otworzyły się z hukiem, Ola wpadła do salonu ze złą miną, chwyciła torebkę i pobiegła na górę mówiąc, że przeprasza, ale wyjeżdża. Po niej wpadł Tay, trzasnął drzwiami, wziął piwo z lodówki i przeskakując po dwa schodki pobiegł na górę.
- „Fuck!” – rzekł Zac – „Straciłbym stówę?”
Siedzieli chwilę w szoku, pierwsza ruszyła się Nikki. A tymczasem w pokoju na górze…

Ola
- „Widziałaś ich miny?” – spytał Tay wchodząc chwilę za mną.
- „Nooo, ledwo się opanowałam.”
- „Mamy mało czasu, zaraz wpadną.” – objął mnie w pasie.
- „Zdążysz mnie pocałować?”
- „Zobaczymy.” – położyłam mu rękę na karku, jednak nie zdążyliśmy, bo usłyszeliśmy tupot nóg, najpierw otworzyły się drzwi w pokoju jego i Zac’a, potem w moim.
- „Co Wy wyprawiacie?” – zaczął Ike od progu, ale widząc nas przytulonych całkiem zgłupiał.
- „Oooj…” – wyrwało się Jess.
- „No to mam tę stówę czy nie?” – spytał Młody, a Pola przywaliła mu ręką w brzuch, aż się zgiął.
- „Jaką stówę?” – Tay zadał pytanie, ale został olany.
- „Nabraliście nas, prawda krasnalku?”
- „Kras… co?” – Zac znowu się wtrącił, ja się uśmiechnęłam.
- „Ty krasnoludzie jeden!” – Paweł zaczął po polsku – „My tu się martwimy, a Wy sobie żarty urządzacie? Cholernie się cieszę, że wszystko się ułożyło, bo już nie mogłem na Ciebie patrzeć ostatnio.”
- „Słucham?” – kontynuowałam w naszym języku, dołączyła się Pola:
- „Zgadzam się. Wyglądałaś jak siedem nieszczęść, a teraz oczy Ci błyszczą.”
- „Jesteście nienormalni! Oni są nienormalni, wiesz Tay?” – on patrzył na mnie, a właściwie wszyscy patrzyli ze zdziwieniem, zreflektowałam się i powtórzyłam ostatnie zdanie po angielsku.
- „A co powiedzieli?” – dopytywał Zac.
- „Nieważne, ale uwierzcie mi na słowo, że są nienormalni.”
Zastanowiłam się chwilę, wyswobodziłam z objęć Tay’a i spoważniałam.
- „No to skoro tu wszyscy jesteśmy, to chcę Wam podziękować. Za to, że zachowujecie się normalnie i przyjęliście mnie tak jakby nie było tej trzy tygodniowej przerwy. Jesteście prawdziwymi przyjaciółmi.”
Oczy mi się zaszkliły, ale nie dałam łzom polecieć. Przytuliłam każdego z osobna, a gdy ściskałam Młodego spojrzałam jak na to zareaguje Tay. Widział, ale dalej spokojnie stał na swoim miejscu.
- „No to co?” – Pola klasnęła w ręce – „Świętujemy?”
- „Taaaak!” – Nikki z Jess pobiegły robić drinki, Zac chciał rozlewać whisky, ale zatrzymałam go mówiąc: „Ty. I Ty” – za nim wskazałam Tay’a – „Chcę zamienić z Wami słowo.” – zostaliśmy we trójkę.
- „Czy między Wami jest już ok?”
Obaj byli bardzo zdziwieni, że o to pytam.
- „Pola Ci nie mówiła?” – spytał Zac.
- „Ja nie pytałam, to nie mówiła.”
- „Wyjaśniliśmy sobie sporo spraw, dużo zrozumiałem dzięki niemu. A niby młodszy.” – podszedł do brata przybijając mu piątkę. Aż podskoczyłam do góry.
- „Jezu! Ale się cieszę. Ale musicie wiedzieć coś z mojej strony. Ty!” – wskazałam Zac’a – „Wiedz, że jestem z nim.” – przeniosłam rękę na niebieskookiego. – „A Ty!” – spojrzałam Tay’owi w oczy – „Wiedz, że będę się z nim przyjaźnić. Też sobie to ustaliliśmy, prawda?” – zwróciłam wzrok na Młodego, który skrzywił się nienaturalnie i powiedział:
- „To  nie będzie trójkącika?”
- „Eeej!” – rzekłam w tym czasie, co Tay – „Spadaj!” – po czym dodał – „Dobra. Ustalone? To naprawdę spływaj Młody! Lej to whisky.” – dosłownie wypchnął go za drzwi wracając do mnie – „Brakowało mi Ciebie.”
- „Mnie Ciebie też…”
Zdążyłam przymknąć oczy zanim poczułam jego usta na swoich. Zachłanne, ciepłe, spragnione…

Zac
Stałem w kuchni przyrządzając whisky dla męskiej części grona. Ucieszyłem się, naprawdę się ucieszyłem, choć głupie myśli i tak pojawiły się w mojej głowie. Może gdyby nie wybaczyła Taylor’owi, to… Wypiłem trzy porządne łyki trunku, żeby już nie bredzić. Cierpiałem. Może nie tak mocno jak przedtem, ale nie udało mi się wyrzucić jej z myśli i snów. Dogadaliśmy się z Tay’em choć nadal czułem coś do Oli. I to jak na złość nie chciało mi minąć. Gdy była smutna, to i mi nie było do śmiechu, a gdy się radowała, to ja razem z nią. Widziałem, że mnie lubi, umieliśmy ze sobą rozmawiać, nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że bardziej niż ona z nim, bo my sobie tłumaczyliśmy, a ten kretyn tylko rzucał słowami bez przemyślenia i potem żałował. Zdawałem sobie sprawę, że jeszcze będzie ciężko, ale cieszyłem się ich szczęściem. A co! Niech mają! Może i mnie się kiedyś uda?

poniedziałek, 27 października 2014

Część 70


Ola
Wróciłam do szkoły i pracy, ale cały czas nie zdobyłam się na odwagę, żeby zadzwonić do Nikki. Zbliżały się urodziny Poli, Ike jak zapowiedział, tak zrobił, zorganizował weekend w jakimś fajnym odosobnieniu. Był pierwszą osobą, która przysłała mi smsa. Z zaproszeniem na potrójne urodziny. Rozmawiałam z Polą, że nie jadę, próbowała mnie namówić, ale byłam nieugięta. Poleńka już chciała zostawać razem ze mną, ale powiedziałam, że ma jechać i że zrobimy sobie jakieś wyjście same. Była podekscytowana, ale żałowała, że nie będzie z nią Mikołaja. Z tego wszystkiego nawet nie pomyślałam, żeby go zwerbować. Niestety nie mógł się wyrwać przez staż. Auto Ike’a ułatwiało mi wiele. W piątek wracając z uczelni wstąpiłam do ‘Almost heaven’. Siedziałam z kawą na balkonie. Wspomnienia z Tay’em wróciły. Tak jak wtedy na imprezie bliźniaków wróciły wspomnienia z Igorem. Pisał czasem maile, odpisywałam normalnie o tym, co słychać, co u nas, co u niego na uczelni, u mnie, co teraz tańczy, jak mi w USA. Moje myśli wróciły do Tay’a. Tutaj byliśmy na pierwszej randce, tu przyjechał po kawę po naszym pierwszym seksie, tu była impreza z Paddy’m, na której oświadczył się Vivian, tu wstępowaliśmy, gdy byliśmy w pobliżu chociaż często podjeżdżaliśmy specjalnie. Chwyciłam kubek w dłoń, odpaliłam szybko samochód, wpadłam do mieszkania, spakowałam manatki, wróciłam do auta i przybrałam azymut na rezydencję Hansonów. Nie wiedziałam, co to przyniesie, jak oni zareagują, jak zachowa się Tay, ale pomyślałam, że lepiej jak spotkamy się wszyscy razem, bo na indywidualne spotkanie z nim raczej nie byłam gotowa. Otworzyłam bramę pilotem jak zawsze. A może nie powinnam? Może trzeba było zadzwonić? Podjechałam na parking po domem, zgasiłam auto, ale nie ściągnęłam nawet rąk z kierownicy. Boże, czy ja dobrze robię? Nie zdążyłam sobie odpowiedzieć, bo usłyszałam pisk, tupot nóg i dobijanie się do szyby. Wyszłam z auta i Nicole zawisła mi na szyi.
- „Olaaa… Ale się cieszę! Powiedz, że jedziesz z nami, prawda, że jedziesz z nami?”
- „A znajdzie się dla mnie miejsce?”
- „Aaa! Pewnie! Jedziesz! Chodź, chłopaki padną, Tay najbardziej! A Pola wie?”
- „Nie, jeszcze nie. Jest już?”
- „Pojechali z Pawłem po Jess.”
Nikki ciągnęła mnie za rękę do salonu, gdzie stały już spakowane bagaże. Przywitałam się z Panią Hanson, która przemykała do swojego pokoju. Mile mnie przyjęła aczkolwiek bacznie mi się przyglądała. Harmider był wielki, młodsze rodzeństwo się pałętało. Ike zszedł z góry i nawet mnie nie zauważył, dopiero Nikki mnie zaanonsowała, uśmiechnął się i bez słowa przytulił. Zdziwiłam się, ale zrozumiałam, że chce mi przekazać swoje wsparcie. Zostałam dosłownie wyrwana z jego ramion przez kolejną osobę, która chwyciła mnie w pasie i kręciła w koło.
- „Pięknaaa! Sadystko jedna! Tyle czasu, no tyle czasu! My się tak martwiliśmy.”
- „A co to za żale na początku? Cześć, cześć.”
Młody postawił mnie na ziemi, przyjrzał się, po czym jeszcze raz uścisnął szepcząc, że przecież i tak cały czas mogę na niego liczyć. Pozostało jeszcze najtrudniejsze przywitanie, ale na nie czekałam jakieś dziesięć minut, które rozciągały się jakby były godzinami. Na dźwięk jego głosu serce najpierw się zatrzymało, po czym zaczęło bić jak szalone.
- „Ludzie, widział ktoś mój śpiwór? Kładłem wczoraj w tym miejscu.”
Stanął tyłem do mnie. Miałam chęć wyrwać się, pobiec, przytulić i tak trwać i trwać. Pozostali milczeli, więc się odezwałam.
- „A macie jeszcze jakiś w zapasie? Bo ja nie wzięłam.”
Odwrócił się gwałtownie, patrzył na mnie jak na ducha. Uśmiechnęłam się i pomachałam nieśmiało ręką mówiąc ‘cześć’. Nicole prędko zareagowała biorąc chłopaków pod ramię:
- „Młody, kochanie, może poszukamy śpiwora dla Oli?”
Zrobiłam krok w jego stronę, on krok w moją. Trwało to całą wieczność. Widziałam też, że kompletnie nie wie, jak się zachować. Przez myśl przeszło mi, że on wcale nie cieszy się, że mnie widzi, że już mu na mnie nie zależy.
- „Tay, jeśli uważasz, że to zły pomysł, to ja wrócę do domu.”
Chciałam się już odwrócić na pięcie i odejść, ale wtedy on bez słowa przygarnął mnie do siebie. Byłam trochę sztywna, ale on nie puszczał długo, a wszystkie moje wątpliwości topniały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nos miał wtulony w moją szyję, objęłam go lekko.
- „Odchodziłem od zmysłów Ola. Gdyby nie Pola, to chyba bym zwariował. Traciłem nadzieję, że kiedykolwiek się do mnie odezwiesz. Boże, wróciłaś! Bo wróciłaś, prawda?” – odsunął mnie na odległość ramion i czekał na odpowiedź.
- „Do zdrowia na pewno, ale... eee…”
- „Halo, jest tu kto?” – usłyszałam głos Poli, a gdy mnie zobaczyła klasnęła w ręce – „Wiedziałam, że będziesz, wiedziałam!”
Widząc zdezorientowanego Tay’a zreflektowała się i wyszła. Już otworzyłam buzię, żeby coś powiedzieć, ale wparowały siostry, rzekłam więc, że porozmawiamy później.
Pojechaliśmy na dwa auta. Nie byłam w stanie jechać z Tay’em, Nikki zarządziła więc podział damsko-męski. Mnie kazała siąść z przodu i zaraziła mnie trochę swoim optymizmem i radością. Wypytywała o wszystko, ale jak zaczęła od ‘jak się czujesz?’, to powiedziałam, że jak jeszcze raz ktoś mnie o to spyta, to dam w japę, ale że czuję się dobrze i liczę na jej drinki.

Narrator
Tay w ‘męskim’ aucie prawie cały czas milczał zapatrzony w okno. Zagadnięty przez Ike’a powiedział, że nie może uwierzyć, że Ola jednak jedzie.
- „Ja kompletnie nie byłem na to przygotowany. Wmurowało mnie. Nawet nie zdążyliśmy porozmawiać.”
- „Jeśli mogę coś wtrącić.” – zaczął Paweł otwierając puszkę z piwem – „Znam Olkę już kilka ładnych lat. To jest taki typ, że niektóre rzeczy musi przetrawić sama. Jak będzie gotowa, to zaczyna gadać. Trzeba cierpliwości, której Ci życzę. Kocham ją jak siostrę, ale w związku bym z nią nie wytrzymał.” – tym zdaniem Paweł rozładował atmosferę i nawet Tay się trochę rozruszał.

Miejsce było bardzo urokliwe. Ola pomyślała, że Ike ma niezwykłe zdolności do wynajdywania cudownych ‘samotni’. Cisza, spokój, las naokoło. Dom piętrowy, na dole salon z kuchnią i pokojem, na górze cztery sypialnie i łazienka. Przestronnie i ładnie. Ola zaniosła tylko bagaże i szepnęła Poli, że idzie się przejść.

Ola
Myślałam nad tym, co powiedzieć Tay’owi. Chociażby o tym jak było mi dobrze, gdy dzisiaj trzymał mnie w ramionach. Że tak naprawdę, to nie chcę, żeby to się kończyło. Czy teraz czy w kwietniu. Ale czy Pola i w tym będzie miała racę? Czy to w ogóle wypali na odległość? I czy przez tę akcję z ciążą będziemy mogli normalnie rozmawiać i zachowywać się tak, jak sprzed tego okresu? On chciał być przy mnie, ale ja na to nie pozwoliłam. Miałam prawo, gdy poddał w wątpliwość moją wierność. Ale czy aby na pewno? W końcu on też był ojcem, on też coś stracił. Moje uczucie się nie zmieniło, a gdy go dzisiaj zobaczyłam, to opętało mnie na nowo i to ze zdwojoną siłą. Wróciłam po godzinie aczkolwiek nie miałam odwagi, żeby podejść do Taylor’a i mu to powiedzieć.

Narrator
Ola wróciła, gdy wszyscy rozsiedli się już w salonie. Atmosfera była miła aczkolwiek Ola i Tay byli najbardziej wycofani, reszta nadrabiała za nich. Nikki sprytnie podała szklankę z drinkiem Tay’owi, żeby podał Oli. Ich ręce się zetknęły, nawet się do siebie uśmiechnęli, ale Ola dalej nie zaczęła rozmowy. Taylor myślał, że nie wytrzyma i co jakiś czas podchodził do Pawła z pytaniem, kiedy zacznie gadać, na co on wzruszał jedynie ramionami.         Ola byłą pierwsza, która udała się spać. W dresach, śpiworze, na łóżku, które miała dzielić z Polą. Po jakimś czasie usłyszała otwieranie drzwi i ciche ‘śpisz?’ Nie odezwała się. Wiedziała, że Młody przekonywałby ją do czegoś, czego była już prawie pewna. W nocy wychodząc do toalety usłyszała dźwięki gitary. Nie byłaby sobą, gdyby nie sprawdziła kto i co gra. Grube skarpety tłumiły jej kroki. Oparła się plecami o ścianę. Tay brzdękał w struny i cicho śpiewał, ale dokładnie słyszała co. Słyszała, a łzy coraz szybciej skapywały na jej bluzę.

piątek, 24 października 2014

Część 69

Narrator
Ola była w szpitalu trzy dni, chciała widzieć jedynie Polę i Pawła. Po powrocie do domu zajęła się nadrabianiem zaległości z uczelni i z pracy. Musiała leżeć jeszcze kilkanaście dni, dzięki temu napisała pracę na zajęcia dla siebie i Angeli i z laptopem w łóżku ślęczała nad nowym projektem, który przesłała jej szefowa. Gdy nabrała sił wysprzątała całe mieszkanie, jej przyjaciele słusznie zauważyli, że po prostu musi się czymś zajmować, żeby nie myśleć. Wizyta w szpitalu i strata dziecka były tematami tabu. Ona nie zaczynała, oni nie pytali. Gdy jeszcze była w szpitalu Pola zorganizowała spotkanie w rezydencji. Wytłumaczyła postawę Oli, prosiła, aby jej nie nękali, nie dzwonili, bo ona musi mieć czas dla siebie i nie chce się z nikim widzieć. Żeby nie brali tego personalnie, bo Ola jak dojdzie do siebie, to sama zacznie gadać i wróci do kontaktów towarzyskich. Nikki spłakała się, gdy wysłuchała całej historii, ale najbardziej załamany był Tay. Pola obiecała informować o stanie zdrowia Oli i powiedziała, że mogą do niej telefonować o każdej porze.

Tay
Wreszcie pogadaliśmy z bratem tak od serca. Nie robiliśmy tego od miesięcy. Teraz wiedziałem, że nie miał złych zamiarów. Musiałem przełknąć to, że zakochał się w Oli i cierpliwie czekać, aż mu przejdzie. Wyjaśnił mi wszystko. Że dlatego skoczył za nią ze sceny, dlatego przejął się tym artykułem bardziej niż ja, że specjalnie odsunął się od niej przed wyjazdem do Afryki, dlatego wyjeżdżał, dlatego był niemiły, jak wparowała mu do pokoju prosto z łazienki. Walczy ze sobą, bo widzi i wie, że ona jest zakochana we mnie. Dopiero teraz zrozumiałem jak jemu musi być ciężko. Zwłaszcza, gdy patrzy na nas razem. Ola miała rację, że trzeba szanować uczucia innych. A ona? Czy teraz wybaczy mi i będzie jak dawniej? Obiecałem sobie, że choćby język palił mnie żywym ogniem, to nie wymówię imienia Igora, póki ona pierwsza tego nie zrobi. Koniec i kropka. Pola przyjechała do nas wytłumaczyć postawę Oli. Nie chciała się kontaktować? Z nikim? Nawet z Nicole? Z Zackiem? Już nawet wolałbym, żeby chociaż z nim, ale tak całkiem nic? Chciałem być przy niej, przecież to również dotyczyło mnie, nie była to tylko jej sprawa. Nie mogłem tego znieść. Nie było jej obok w studio, nie zasypiała koło mnie, nie słychać było jej śmiechu, jej uwodzenia, nie podrygiwała w rytm naszych piosenek. Było pusto, źle. Źle bez niej. Bo nie wyobrażałem sobie nikogo innego na tym miejscu. Tylko ją. Moją Olsię. Nie chciałem, żeby o mnie zapomniała. Nie chciałem, aby przestała myśleć. I przypominałem jej o sobie codziennie, bez nękania, a jednak w ładny sposób. Pola pewnie miała dość moich telefonów, ale cierpliwie odpowiadała, że Ola jeszcze trawi i nawet z nią nie porozmawiała. Mnie też nie było łatwo, miałem cudowną dziewczynę, prawie miałbym dziecko, a teraz obawiałem się, że rzeczywiście dla niej było wszystkiego za dużo i nie wróci już do mnie. Tak jak do Igora. Przez dwa tygodnie snułem się po domu czy studio, jakoś z muzyką mi nie szło. Bracia i Nikki próbowali mnie pocieszać, mama pytała, co się stało, to powiedziałem, że mamy z Olą chwilowy kryzys. Co miałem powiedzieć? Że prawie zostałaby babcią? Miałem nadzieję, że Ola pojedzie na weekend urodzinowy, jednak Poli nie udało jej się przekonać. Mnie też się odechciało, ale Ike nie chciał o tym słyszeć.

Ola
W domu było nudno i pusto. Pola z Pawłem jeździli na uczelnię, po zakupy, ja musiałam leżeć. Łykałam jakieś proszki, czułam się lepiej. Miałam mnóstwo czasu na przemyślenia, na łzy, na zastanawianie się, co dalej. Przez trzy dni od mojego powrotu do domu nikt z rodziny Hansonów do mnie nie pisał, pomyślałam, że to pewnie zasługa mojej przyjaciółki. Czwartego dnia posłaniec przyniósł bukiet kwiatów. Bilecik mówił: ‘Wracaj do zdrowia. Tay’. Uśmiechnęłam się lekko, a potem łzy skapnęły na piękne, różowe róże. Nie chciałam, żeby się ze mną kontaktował, ale o kwiatach nie wspominałam, to znalazł sposób, aby mi o sobie przypominać. Jego słowa dalej bolały, chociaż nie było już ich ‘powodu’. Jakoś słabo do mnie docierało, że miałam być matką. Ja! Matką! A Tay – ojcem. Za każdym razem, gdy zaczynałam się zastanawiać, ‘co by było, gdyby’ ogarniało mnie przerażenie, więc czym prędzej odpychałam to gdzieś za siebie. Nie ma gdybania. Nie ma nad czym dumać. Nie ma dziecka. Codziennie dostawałam nowy bukiet kwiatów od Tay’a, zawsze z tymi samymi życzeniami. Nie byłam na niego za to zła. Tylko cały czas zastanawiałam się, co dalej? Jak to teraz będzie wyglądało? Co powinnam zrobić? Przecież tak naprawdę dalej był dla mnie ważny. Bardzo…
Któregoś dnia siedziałam zamyślona nad pucharkiem pełnym lodów i nawet nie zauważyłam, kiedy wróciła Pola. Trajkotała coś o uczelni, a ja byłam we własnym świecie.
- „Poleńko, co teraz będzie?” – spytałam z nadzieją, że poda mi jedną, konkretną odpowiedź.
- „No nareszcie! Coś długo nie chciałaś gadać tym razem.” – uśmiechnęłam się do niej, znała mnie jak własna mama, zaraz spoważniałam.
- „Nie chcę mówić o tej ciąży, nie chcę tego pamiętać, nie chcę, żeby ktokolwiek poza naszym ścisłym gronem o tym wiedział, nie wiem, czy kiedykolwiek przyznam się mamie. Powiedziałam, że mam jakiegoś wirusa i zwolnienie. Polka, czy ja jestem bardzo złym człowiekiem, jeśli czasem myślę, że dobrze się stało?”
- „Nie, nie jesteś. I tak by nie wyszło. Podejrzewam, że sama byś specjalnie nie usunęła, ale teraz w Twojej, a raczej Waszej sytuacji… Zresztą, nie ma co gdybać. Powiedz lepiej kiedy odezwiesz się do Tay’a? Jesteś już gotowa?” – spojrzałam zdziwiona.
- „Ja nie wiem czy w ogóle się do niego odezwę.”
- „Olka, nie zachowuj się jak rozkapryszony dzieciak do cholery! Na głowę upadłaś?”
- „Pola, ale to i tak się prędzej czy później skończy. A może to jest dobry moment na rozstanie? Może obojgu nam będzie prościej?”
- „Czemu Ty ciągle mówisz, że to się skończy? Związki na odległość też istnieją. Może przeprowadzisz się do niego?”
- „Polka, Ty chyba nie wiesz, co mówisz!”
- „Chyba Ty! Tęsknisz za nim.” – powiedziała twierdząco.
- „Jak cholera! I bardzo bym chciała, aby mnie przytulił. Ale z drugiej strony coś jest inaczej. Te słowa… One cały czas we mnie siedzą. Poddał w wątpliwość moją wierność.”
- „Oleńko, posłuchaj mnie uważnie. Sama mu zmyłam głowę za to, co powiedział, nie powinien, bo poznał Cię już chyba na tyle, żeby wierzyć, że czegoś takiego nie zrobisz. Ale przypomnij sobie coś. X lat temu nie dałaś szansy Igorowi, potem żałowałaś bardzo długo. Każdy popełnia błędy, ale powinien się na nich uczyć. Igor popełnił i jestem pewna, że więcej tego nie zrobi, Tay popełnił, wierzę, że na drugi raz dwa razy pomyśli nim coś powie i Ty popełniłaś też. Nie wybaczając Igorowi, bo duma, duma, duma… I co? Teraz chcesz popełnić ten sam błąd? I znowu potem żałować? Zastanów się nad tym jeszcze raz czy jest to to, czego pragniesz, bo szczerze, to Twoje podejście zaczyna mnie już męczyć.”
Jej słowa siedziały w mojej głowie przez kilka kolejnych dni. Nie wiedziałam, co u niego, Polka na pewno wiedziała, ale nie chciałam jej pytać. Brakowało mi go, jego uśmiechu, oczu, spojrzenia, dotyku, bliskości, tego, żebym mogła zatopić dłoń w jego włosach. Pogubił się w tej swojej zazdrości, relacja nam się zaburzyła, ale ja nadal darzyłam go uczuciem i to mocnym. Wybaczyć? Puścić w niepamięć? A jak było z Igorem? Ile czasu żałowałam? Czy ta Pola musi mieć zawsze rację? Przecież odkąd wyszłam ze szpitala marzyłam o tym, żeby mnie przytulił, powiedział, że będzie dobrze, że nie będzie taki zazdrosny i że cały czas mogę na niego liczyć.