Ola
Znajomi z grupy
tanecznej namówili mnie na wypad na weekend, należał mi się odpoczynek, mama
przyjechała do babci. Igor był akurat jeszcze w Krakowie, więc pojechaliśmy
razem moim autem. Znowu radio odpaliło się od razu, włączyłam losowe wybieranie.
- „Ty cały czas tego
słuchasz?”
- „Mhm… Właśnie
wydali nową płytę.” – uśmiechnęłam się na wspomnienie, bo przecież
towarzyszyłam przy układaniu i trenowaniu większości piosenek.
- „A skąd oni są?” –
no i co ja mam mu powiedzieć, żeby więcej nie pytał?
- „Z Tulsy. Tam,
gdzie studiowałam.”
- „Aaa! Widziałaś ich
na żywo?”
- „Pewnie!” – przed
oczami stanęły mi prywatne koncerty, które dawał mi Tay – „Poznaliśmy się nawet
i poimprezowaliśmy nie raz.”
Nie chciałam wdawać
się w szczegóły, ale Igor, to nie Tay, od razu musiało być ‘sto pytań do’.
Modliłam się, żeby nie wpadł na pomysł wpisania ich w google, ale taki ciekawy
nie był. Pytał tylko jak to jest jak się zna kogoś sławnego, jacy są, to
powiedziałam, że bardzo normalni. Gdy wpadło ‘Got a hold on me’ zacisnęłam ręce
na kierownicy… Nie ma mojej piosenki, napisał inną, pasującą ewidentnie do
tego, co mu zrobiłam. Powinnam schować płyty i filmy głęboko, nie szperać w
internecie, ale było to silniejsze ode mnie.
W sobotę wieczorem
siedzieliśmy przy ognisku, ale noc była już dość chłodna. Chłopaki przynieśli
koce, a że było ich mniej, to okryliśmy się z Igorem jednym. Wystawały nam
tylko głowy.
- „Obiecałaś mi dawno
temu, że porozmawiamy na pewien temat.” – tego się nie spodziewałam.
- „Tak. Pamiętam. Ale
nie po alkoholu.” – popatrzył na mnie jak na głupią, bo zdążyliśmy otworzyć
dopiero pierwsze piwo.
- „Tak mi się teraz
przypomniało.”
- „No, co ja mam Ci
powiedzieć Iggy? Bardzo Cię kochałam, bardzo! Dzieliliśmy razem tę samą pasję,
dogadywaliśmy się, rzadko się kłóciliśmy, praktycznie w ogóle. Ale byliśmy
młodzi i głupi. Ty byłeś głupi, że się pocałowałeś z tą laską, a ja byłam
głupia, że Ci tego nie wybaczyłam.” – siedział obok, więc zajrzał mi w twarz
odkręcając się.
- „No co tak
patrzysz? Bardzo żałowałam, że nie dałam Ci szansy, widziałam, że Ci zależy, że
prawie tego nie pamiętasz, że to ona zaczęła, nie Ty, że mnie kochasz, ale nie
umiałam, nie potrafiłam. Duma była zraniona.”
- „Wiesz, że ja cały
czas…” – przerwał.
- „Co?”
- „Cały czas coś do
Ciebie czuję.”
- „Iggy, ja też czuję
sentyment, zawsze pozostaniesz w moim sercu jako pierwsza miłość. Po naszym
rozstaniu nie mogłam ułożyć sobie związku z kimś innym, nie wychodziło, bo nie
zapomniałam o Tobie. Dlatego uważam, że nie danie Ci wtedy szansy, to jeden z
większych błędów mojego życia.”
Igor chyba nie
spodziewał się takiego obrotu sprawy.
- „Akurat u mnie był
to największy. Nie masz pojęcia, ile się nacierpiałem. Sam, przez własną
głupotę. Starałem się, tęskniłem bardzo, a Ty nawet nie chciałaś ze mną
tańczyć.”
- „Wtedy nie byłam w
stanie, wierz mi.”
- „Wierzę. Wybaczysz
mi?”
- „Myślę, że już to
zrobiłam, zamknęłam tamten rozdział, teraz mamy poukładane relacje.”
- „Cieszę się. I
jeszcze raz przepraszam.”
- „To już chyba
sześćset pięćdziesiąty czwarty raz, kiedy to robisz.” – uśmiechnęłam się lekko,
Igor też unosząc brew do góry.
- „Mam jeszcze jedno
pytanie: co z tym facetem ze Stanów?”
- „Igorku, mówiłam
Ci, że nie chcę o tym rozmawiać, prawda? Byłam szczęśliwa, teraz próbuję się
poskładać. Minęło już trochę czasu, jest lepiej.” – gówno prawda, że lepiej,
ale co miałam mu powiedzieć?
- „Olciu… A może…
może…?” – spojrzał mi w oczy, wtedy dopiero zauważyłam, że to chyba coś więcej
niż sentyment.
- „Co Iggy?”
- „Może mógłbym pomóc
Ci się poskładać?” – spytał uśmiechając się ciepło i unosząc jedną brew do
góry. Milczałam. Nie miałam siły na nowy związek, jednak życie nauczyło mnie
już, żeby nigdy nie mówić nigdy…
- „Po prostu popraw
ten koc i mnie przytul. Tak będzie dobrze.”
Siedzieliśmy tak
jeszcze ze dwie godziny, potem wróciliśmy do pokoi. Długo nie mogłam zasnąć,
wpatrywałam się w niebo za oknem, gwiazdy tak pięknie błyszczały. Czy dzisiaj w
Tulsie też będą tak błyszczały? A może on też w nie spojrzy i o mnie pomyśli?
Do Krakowa wracałam sama, Igor pojechał z resztą ekipy do Warszawy. Całą drogę
słuchałam ‘The Walk’ i albo uśmiechałam się do siebie i śpiewałam w niebogłosy
albo sięgałam po chusteczkę do schowka i smarkałam wycierając łzy. Nie chciałam
bardziej cierpieć, ale najgorsze było dopiero przede mną, o czym jeszcze wtedy
nie wiedziałam.
Kilka dni później
siedziałam przed komputerem i oczom nie mogłam uwierzyć, gdy zobaczyłam zdjęcia
Tay’a. Zabolało. Mam za swoje, dobrze mi tak. Co ja najlepszego narobiłam?
Chciałam chronić ich wszystkich, a wyszło jak zwykle. Dlaczego wybrałam takie
rozwiązanie? Co, jeśli Paweł się mylił? Stchórzyłam, tak bardzo stchórzyłam.
Najbardziej bałam się powiedzieć mu, że nie mogę mieć dzieci… Tyle razy analizowałam
to w swojej głowie i za każdym dochodziłam do wniosku, że źle zrobiłam, że
trzeba było mu powiedzieć chociaż spróbować. A jakby wtedy stwierdził, że mam
spadać, to bym spadała, ale nie, po co tak. To ja chciałam być górą, ja
chciałam zakończyć związek, ja chciałam zdecydować. Jak zwykle, jak kiedyś, jak
przed poznaniem Tay’a. On mnie zmienił, on sprawił, że nie myślałam o tym w ten
sposób, że traciłam moje riposty, że nie rządziłam już w związku. On rządził. I
jakoś się wcale temu nie przeciwstawiałam, było mi z tym dobrze. A jeśli
powiedziałby, że to wytrzymamy? No to drugie pytanie, co z tego? Musiałam pomóc
rodzinie, babci, mamie, musiałam, chciałam… Nie zostawiłabym rodziny w
potrzebie. A nie było nikogo innego, kto mógłby zamieszkać w Krakowie. I jak
byśmy wtedy żyli? Przyleciałby do mnie? Raz? Po czterech miesiącach? W wakacje?
Nie, wtedy wydawali płytę? W październiku? Na urodziny maluchów? Nie, wtedy
mają koncertować. W grudniu na Święta? No może, może wtedy… A gdybym ja miała do niego lecieć? Za co? Na jeden raz
by wystarczyło, w wakacje, żeby Gabrysia lub mama mogły zająć się babcią. Co to
za związek wtedy? Co to za życie? A to, jakie mam teraz, jakie jest? Puste!
Całkiem puste! Już wolałabym widzieć się z nim dwa razy na pół roku, ale
wiedzieć, że jest, że czeka, dzwonić do niego, widzieć na ekranie komputera, a
tak? Co mam teraz? Nic! Okrągłe zero! Zero i koszmarny ból, który pozostał w
sercu. A on? Jak się teraz czuje? Co robi? Gdzie jest? Kto odgarnia mu włosy z
czoła? Kto słucha jego utworów? Kto trzyma go za rękę idąc ulicami Tulsy? Kto
spogląda na jego profil, gdy prowadzi auto z otwartym dachem? No kto, do
cholery? Ona! Przeklęta Megan, która wreszcie dopięła swego. Nie mogłam go
winić, był przecież wolnym facetem. Właściwie, to już zajętym. Spotykali się.
Byli razem na zdjęciach, objęci, na jednym ona go całowała. Upewniłam się
jeszcze u Angeli czy to prawda pamiętając, że zdjęcie można dobrze spreparować.
Jednak prawda. Oby był szczęśliwy. Znowu ryczałam trzy dni opuszczając próby,
ale był to też kubeł zimnej wody dla mnie. Trzeba wziąć się w garść. Przecież
sama chciałam, żeby tak wyszło, sama nagadałam głupot. Koniec użalania się nad
sobą. To wszystko moja wina i będę musiała z tym żyć. Stanęłam przed lustrem.
Olsia… Nie ma już Olsi, ona umarła wraz z moim powrotem do Polski. Teraz jest
Ola. Jak kiedyś, jak przed poznaniem Tay’a. Trzeba zacząć żyć normalnie. Ile
minęło czasu? Cztery miesiące. Wystarczy. Dość. Schudłam, oczy mi się zapadły,
byłam blada. Patrzyłam na siebie dłuższą chwilę. Może obciąć włosy? Zafarbować?
Zmienić coś! Musi narodzić się jeszcze nowsza Ola. Spaprałam związek z Tay’em,
ale nie spaprzę sobie reszty życia!