Got a hold on me

niedziela, 6 września 2015

Część 110



Podziękowania

Chciałam napisać to dawno temu, miałam ubrać w słowa to, co chcę przekazać Wam – czytelnikom. Nie miałam weny. Nie miałam chęci rozstawać się z bohaterami. Bo wiedziałam, że ten post, to będzie już całkowite zamknięcie mojej przygody. Chciałam do Was napisać kończąc Hanfica, a jednocześnie dając nadzieję na coś nowego. Niestety… Teraz nie będę pisać. Hanfic dał mi mnóstwo radości, ale też kosztował wiele czasu i nerwów. Gdy chciałam dodać część, a jej nie miałam, gdy chciałam odpowiedzieć na Wasze wołania, a nie mogłam. Ale najcudowniejsze dla mnie było to, że dał radość Wam – czytelnikom. Że komentowałyście, pytałyście, kiedy nowa część, zgadywałyście zajawki, że przeżywałyście to tak, jak chciałam, żebyście przeżywały. Kiedy była radość, humor, szczęście, to Wy to widziałyście, kiedy chciałam, żebyście się zezłościły, to się złościłyście, kiedy oczekiwałam żalu i zrozumienia na daną postać – to po prostu było. Do tej pory nie wiem, skąd mi się to wszystko brało do głowy, jestem umysłem ścisłym, a jednak potrafiłam coś napisać. Przeczytałam całego Hanfica na nowo, zajęło mi to trochę czasu. Ale Wasze komentarze, to było coś, co napędzało mnie do działania. Za to z całego szczerego serca dziękuję. W tym poście wszystkim anonimowym czytelnikom, jeśli takowi byli. Poniżej zamierzam się nieco rozpisać.

Kilka osób namawiało mnie na kontynuację, ale… To była jedna, zakończona historia, tak miała wyglądać i tak miała się skończyć. Z tym epilogiem to samo, tak miało to wyglądać, że pogodzili się po tych urodzinach Olsi w Polsce, a potem kilka lat później… Bardzo polubiłyście Zac’a, to o nim miał być Hanfic 2. Ci sami bohaterowie, jednak głównymi on i Susan. Trochę Oli też by było, zostawiłam sobie furtkę. Pamiętacie, co działo się z Olą w lutym w USA? No właśnie nie pisałam o tym, bo miało to być w kolejnej części bardziej rozwinięte. Teraz nie obiecuję, ale nie mówię nie. Życie nie raz mnie już zaskoczyło. Nigdy nie mów nigdy…

Personalnie:

Aniu, byłaś przy mnie od początku i napędzałaś do działania, mogłyśmy wspierać siebie nawzajem, gdy ja pisałam Hf, a Ty You. To były czasy. Zawsze, no… prawie… czytałaś jako pierwsza każdą część. Pomogłaś mi w kreacji pijanego Zac’a, która zawsze przyprawia mnie o atak śmiechu. „Ja! A Ty kto?” – pozostanie chyba z nami na wieki. Mogłabym dużo pisać, ale jako moja synchro – Ty wiesz… Dziękuję.

Olusho, gdy się zapoznawałyśmy (swoją drogą przez Twojego bloga), to nie myślałam, że tak się potoczą nasze losy, że tak spodoba Ci się Hanfic. Mogłam zawsze liczyć na komentarz od Ciebie i to taki szczery do bólu, czasem zjebałaś bohaterkę Olkę jak burą sukę, gdy jej się należało. Tak, tak… A ile śmiechu było i łez przy tworzeniu Hanviv, to chyba tylko my wiemy. Gdy dzwoniłam i najpierw musiałyśmy się wyśmiać przez minutę, żeby cokolwiek powiedzieć. Cieszę się, że szłyśmy razem, ramię w ramię. Dziękuję.

Betsy, czytałaś w moich myślach nie raz i miałam niezłą zagwostkę, jak odpisać na komentarz, żeby za wiele nie zdradzić. Zastanawiałam się czy Ty masz podłączenie pod mój komputer czy odczyniasz podróże astralne nocami czy po prostu tak jakoś czujesz to opowiadanie, że wiesz, co ja dalej planuję. No nieziemska w tym byłaś. Dziękuję.

Marusiu, nie znamy się nawet przez fb, ale muszę Ci powiedzieć, że zawsze bardzo oczekiwałam Twojego komentarza, bo byłaś chyba jedyną osobą tak neutralną czytającą to opowiadanie. Nie znającą mnie ani osobiście, ani z forum, ani z grup. Tylko i wyłącznie z tego bloga. Dziękuję.

Joaanno, gdy trafiłaś na mojego bloga, w dwa dni dostałam od Ciebie 87 maili z komentarzami. Byłam u znajomych, to był chyba 1 czy 2 stycznia, a ja co chwilę zaśmiewałam się do łez i machałam nogami w górze z Twoich spostrzeżeń. Dziękuję.

Aleksandro, a może powinnam napisać Polu? Pamiętam jak dałam Ci linka do opowiadania, a Ty na to wysłałaś mi smsa: „Pola? Serio? Serio???” No serio, serio, posłużyłaś mi jako pierwowzór. Takiej przyjaźni nie da się zniszczyć, tak jak w przypadku Olsi i Poli. Na żywo nie raz mówisz ‘po psychologicznemu’, Olsia potrzebowała kogoś takiego obok siebie, kto zawsze tam będzie, choćby nie wiem co. Tak jak i u nas. Dziękuję.

Themadziorish, to Ty zawsze miałaś w rodzinie ‘dobre pióro’, nie ja. Cieszę się, że czytałaś, ale sporo byłaś w stanie się domyśleć, w końcu znasz mnie w mordę misia. Rzadko komentowałaś, ale ciągnęłam Cię za język na żywo. Dziękuję.
        
Marto, z Tobą rozmawiałam o Hanficu, jak go jeszcze nie było. Zastanawiałam się czy będą czytelnicy, ale Ty przekonałaś mnie, abym pisała i publikowała. Dziękuję.

Anno de Witt, nie ukrywam, że Olsia miała z mamą tak samo dobry kontakt jak ja ze swoją, myślę, że domyśliłaś się, że jesteś pierwowzorem. Nie pochwalałaś nadmiernego picia procentów w opowiadaniu, ale ludzie młodzi tak mają na imprezach, a to było na studiach, no i nie pili codziennie tylko ‘od święta’. Dziękuję w imieniu redakcji – Judyta.

Marto J, dotarłaś później, ale też się wciągnęłaś, byłaś na grupie nawet jak oglądałyśmy streamy hansonowe. Dziękuję.

Natalio, cieszę się, że poznałyśmy się na żywo, że tak Ci się podobał mój blog i że zostałyśmy kumpelkami od Hansonów.       Dziękuję.

Anniko, dzięki Tobie poznałam dużo bardziej Hansonów, ich obyczaje, ciekawostki o nich. Znalazłyśmy się na forum, podałam Ci linka do opowiadania, nadrobiłaś chyba w 3-4 dni i zostałaś. Dziękuję.

Boom, Aneto, Bonsai, Marzeno, Basiu, Dżago, Malwino, Prerio, Iwono, Miko, Haniu, M.D., Edyto, Riri, Carol, Melanio, może kiedyś i Wy dokończycie czytanie, ale chociaż za chęci rozpoczęcia – dziękuję.

Mam nadzieję, że o nikim nie zapomniałam, jeśli tak, proszę o informację, a poprawię się. Normalnie łezka mi się w oku kręci. Niby tylko opowiadanie, ale… ten typ tak ma…

Dziękuję…

2015.11.03
Olis, trafiłaś na mojego bloga przez te Kellysowe, połknęłaś go w ekspresowym tempie, nie raz zostawiłaś komentarz, mimo że już zakończone, ale za to Ci serdecznie dziękuję.

wtorek, 12 maja 2015

Część 109

Epilog

Listopad 2010

Narrator
Stała za kulisami obserwując muzyków zza kotary. W ostatniej chwili złapała małego chłopca, który prawie wszedł na scenę. Wzięła go na ręce, a on uderzał swoją malutką rączką w jej policzek.
- „O Boże, tu jesteś!” – przerażona Nicole wypadła zza rogu z butelką w dłoni.
- „No jest, jest. Słucha sobie taty i wujków.”
- „Dzięki Ola.” – Nikki puściła dziewczynie oko i zabrała malca.
Usłyszała, że zapowiadają solówkę Tay’a. Ike od razu pobiegł do garderoby, w Zac’a rzuciła ręcznikiem.
- „Dzięki Piękna!”
- „Proszę Przystojniaku. Mnie się chyba nigdy nie znudzi słuchanie Was.”
- „Znudzi się, znudzi. To Twoja pierwsza cała trasa.”
- „Fakt!” – roześmiała się wieszając na szyi Zac’a, chłopak objął ją w pasie – „A Ty jesteś najlepszym perkusistą ever!”
- „Możesz mi tak mówić zawsze. A kto przyjedzie na ostatni koncert?” – spytał nie wypuszczając Oli z objęć.
- „Jak to ‘kto’?” – obruszyła się – „Ładnie mnie słuchasz. Wszyscy. Maluchy, Pola z Mikim, Vivian i Paddy, Paweł z Jessicą, no chyba, że wiesz… Bobo będzie chciało na świat, Angela, Mike. No i mama nawet przyleci. A to będzie jej pierwszy koncert. Zazwyczaj nie miała możliwości, wiesz, przez babcię.” – łzy pojawiły się w oczach dziewczyny.
- „Chodź tu.” – Młody przytulił ją jeszcze mocniej do siebie – „Nie płacz, wylałaś już przecież morze łez. Taka kolej rzeczy.”
- „Wiem, ale jak tylko sobie przypomnę, to mi smutno.”
Zac pocałował Olę w czoło i głaskał po włosach, gdy ze sceny wrócił Tay. Wziął ręcznik i patrzył się pytająco na brata, który odsunął dziewczynę od siebie i rzekł:
- „No to idę na solówkę.” – a mijając Tay’a dodał szeptem ‘babcia’.

Ola
Odwróciłam się do niebieskookiego widząc w jego oczach współczucie i zrozumienie. Zawiesił ręcznik na szyi i patrzył na mnie. Podeszłam mocno się wtulając.
- „Przypomniało Ci się?” – spytał całując w skroń i kojąco głaszcząc po plecach.
- „Tak. I nie wiem jak długo będzie to do mnie wracać.”
- „Ma prawo wracać. Ale pamiętaj, że jestem przy Tobie.”
- „Wiem Tay, wiem. Dziękuję.” – odsunęłam się tak, żeby oprzeć swoje czoło o jego, żeby móc zatonąć w moich ukochanych niebieskich oczach. – „Kocham Cię. Najbardziej na świecie.”
- „Ja Ciebie też Olsia.”
- „Kocham Cię, ale dalej pocisz się jak mysz. Już się cała lepię.”
- „Ty to potrafisz zepsuć nastrój.” – wyszczerzył się do mnie w chwili, w której wpadł rozkojarzony Ike.
- „Młody kończy, potem ja i przerwa, tak?”
- „Tak.” – Tay przewrócił oczami, ostatnio Ike przestał cokolwiek ogarniać.

Tay
- „Uwielbiam ten utwór z Twojej solówki.” – powiedziała.
- „Carry you there?”
- „No tak. Pamiętam, jak nie chciałeś mi go zagrać.” – uśmiechnąłem się lekko.
- „A nie kojarzy Ci się źle?”
- „Nieee… Jest piękny. I był to pierwszy utwór dla mnie. Mnie się źle kojarzy ‘Got hold on me’.” – skrzywiła się – „Ale jest tak dobry i tak się bardzo podoba publice, że
mógłbyś go dalej grać.”
- „A skąd wiesz?” – zdziwiłem się.
- „Z ankiety na forum. Zacky dawał ostatnio.”
- „I nie miałabyś nic przeciwko?”
- „Nie.” – potrząsnęła głową – „Przypominałby mi o mojej głupocie i tym, co mogłam przez to stracić.”
- „Oj Olsia, Olsia…” – potarłem nosem o jej nos i pocałowałem.
- „Wam się jeszcze nie znudziło?” – Nicole przewróciła oczami rozglądając się na boki.
- „Nieee…” – wyszczerzyłem się do niej.
Wszedł Zac niosąc bratanka na rękach.
- „Tego Pana szukasz Nikusiu?” – spytał.
- „Dzięki Młody. Z nim, to trzeba mieć oczy naokoło głowy. W dodatku z drugim na ręku, to totalna masakra.”
- „Chodźmy do busa, pomogę Ci.” – powiedziała Ola.

Odkąd Nicole z Ike’m mieli dzieci często nocowaliśmy w hotelach, jeśli nie trzeba było jechać gdzieś dalej. A tak, to przynajmniej każdy się wyspał. Byliśmy właśnie w drodze do kolejnego miasta, a tam mieliśmy przenieść się do hotelu. Siedzieliśmy w naszym buso salonie, malcy na szczęście zasnęli, więc rozmawialiśmy o kończącej się trasie.
- „W ogóle Piękna, miałaś mu powiedzieć, jaka jesteś zazdrosna.” – zakrztusiłem się browarem.
- „Zazdrosna?” – patrzyłem raz na Olę, raz na brata.
- „Zacky!” – Ola uderzyła Młodego z łokcia, na co się wyszczerzył i roześmiał. Ike tylko prychnął. Nadal miał żal do Oli o to, jak potraktowała mnie i nas wszystkich trzy lata temu. Chociaż i tak ostatnio ich stosunki uległy ociepleniu. Zobaczył chyba, że jesteśmy szczęśliwi. Zmieniliśmy się, odbudowaliśmy to, co Olka tak bardzo zniszczyła. Staraliśmy się do tego nie wracać, żyć teraźniejszością lub przyszłością. Czasem się sprzeczaliśmy, ale kto tego nie robi? Tylko raz wybuchnąłem tak porządnie, ale oczywiście niesłusznie jak to ja i wcale nie byłem zły, gdy płakała w rękaw Młodemu. Natomiast ona nie robiła mi afery o fajki, kategorycznie jednak zabroniła, abym przy niej palił. Wiedziałem, jakie jest to dla niej ważne i trudne, nie lubiła, gdy całowałem ją po wypaleniu papierosa. Zebrałem się w sobie i po około roku udało mi się całkiem rzucić to cholerstwo. Do końca życia zapamiętam, jaką sprawiłem jej wtedy radość. Gdy pierwszy raz przyleciała do Tulsy nie miała łatwo. Tylko Nicole i Angela ją wspierały. Ike i dziewczyna Zac’a dosłownie jej nie cierpieli i wcale nie starali się być mili, a Młody musiał sobie wszystko poukładać i dopiero, gdy przeprowadziła się do Tulsy na stałe odbudowali swoje przyjacielskie relacje. Na początku byłem zazdrosny, ale widziałem, że on kocha na zabój swoją dziewczynę, a Ola kocha mnie. Tak, tego byłem pewny od momentu, gdy poleciałem do Polski na jej urodziny.
- „Tay!” – potrząsnęła mną za ramiona – „Co z Tobą?”
- „Sorry, zamyśliłem się. To co z tą zazdrością? Ciekawość mnie zżera!” – zaruszałem brwiami w jej stronę.
- „No nic, nic, Zac żartował.”
- „Wcale nie żartowałem.” – Młody obruszył się – „No bo Oli chodzi o to, że…” – jego dziewczyna zatkała mu usta dłonią chichocząc i mówiąc, że przecież nie można zdradzać sekretów przyjaciół i żeby Ola sama powiedziała, o co chodzi.
- „No bo…” – nabrała powietrza – „No bo do mojej piosenki, powtórzę: ‘do mojej piosenki’ zapraszasz fanki na scenę i sobie z nimi tańcujesz.” – zrobiła naburmuszoną minę.
- „I to Ci przeszkadza?” – zdziwiłem się.
- „No raczej!” – wtrącił Zac.
- „Przecież to piosenka o tańcu, moja piosenka, moja i tylko moja. A te laski mało Cię nie zjedzą. Jestem zazdrosna nie o to, że je bierzesz na scenę, ale o to, że do mojej piosenki.”
Skrzyżowała ręce na piersiach, zrobiła butną minę. Przez chwilę myślałem, że żartuje, ale znałem ją na tyle, że wiedziałem, że jest to pół żartem, pół serio. Nie miała pojęcia, czemu tak zrobiłem i co szykuję dla niej niedługo…

Ola
Po przed ostatnim koncercie w Saint Louis targaliśmy walizki do naszego pokoju hotelowego. Rzuciłam się na łóżko.
- „Ależ jestem zmęczona.”
- „Tylko mi nie zaśnij. Lecę się myć, bo się pocę jak mysz. A jak wrócę, to…” – nie dokończył, bo dostał poduszką w głowę i uciekł do łazienki.
Cała moja ekipa z Polski była już w Springfield, my nie daliśmy rady dojechać dzisiaj do miejsca ostatniego koncertu. Nie widziałam się z nimi kilka miesięcy, no poza Pawłem, który mieszkał w Tulsie z Jessicą. Jess lada moment miała rodzić, ale uparła się, że na ostatni koncert przyjedzie. Tworzyliśmy naprawdę zżytą grupę przyjaciół, chciała być z nami, bo zawsze bracia świętowali ostatni koncert z trasy. Rodzice Tay’a zorganizowali transport, wszyscy mieli dojechać autokarem. Pomyślałam, że za chwilę zasnę ze zmęczenia, chwyciłam więc ręcznik i wślizgnęłam się do łazienki.
- „Wiedziałem, że przyjdziesz.” – powiedział Tay nawet nie otwierając zamydlonych oczu.
- „Skąd?” – spytałam otwierając drzwi kabiny.
- „Chodź tu.” – po omacku odnalazł moją rękę i wciągnął do środka. Spłukał pianę z twarzy, polał mnie ciepłą wodą, a jego usta w mig odnalazły moje.
- „Możemy już?”
- „Taylor, zachowujesz się tak, jakby moja niedyspozycja trwała kwartał, a nie kilka dni.”
- „Te kilka dni strasznie mi się dłużyły. A przedtem byliśmy wszyscy w busie, wcześniej Ty byłaś chora, no zobacz, że minęły prawie dwa tygodnie.”
- „Tay, jesteś niepoprawny!” – powiedziałam całując go z pasją. Włosy lepiły mi się do twarzy, odgarnął je, a jego ręce błądziły po całym moim ciele zatrzymując się na dłużej na brzuchu. Oderwałam usta.
- „Nie żałujesz?”
- „Olsia, ile razy mam Ci to powtarzać?”
- „Dużo, lubię tego słuchać.”
- „Szalona!”
Wziął mnie na ręce, mięśnie napięły się jak zwykle, uwielbiałam to. Gorąca woda leciała na nas, a ja na rękach mojego niebieskiego mogłabym tak zostać do końca świata. Namydliliśmy się nawzajem i zostałam wyniesiona do pokoju, ręczniki chwytając w ostatniej chwili.
- „Tay, woda z nas kapie.”
- „Czy to ważne?” – powiedział kładąc mnie na łóżku i podkładając mi ręcznik pod włosy. Całował moją twarz, włosy, brzuch, piersi… Nie chciałam czekać dłużej, ale bawił się, zwodził i grał nie pozwalając mi na więcej. W końcu nasze ciała złączyły się w jedno, on nadawał rytm. Otworzył oczy, a ja jak zwykle zatonęłam w ich niebieskości. Uśmiechnął się i cmoknął mnie w nos wracając potem do namiętnego całowania ust. Nie używaliśmy żadnych zabezpieczeń, i tak nie były potrzebne. W kulminacyjnym momencie krzyknęliśmy oboje, już się nie wstydziłam i stałam prawie tak samo głośna jak on. Z mokrymi włosami, kapiącą wodą zakopaliśmy się pod kołdrę i usnęliśmy.

Springfield, ostatni koncert trasy ‘Shout it out’
Narrator
- „Daleko jeszcze?” – spytała Ola, która od godziny była już gotowa na spotkanie ze swoją rodziną.
- „No to daleko czy nie?” – przedrzeźnił ją Zac tekstem ze Shrek’a, na co wystawiła mu język.
- „No już niedługo. Dzisiaj chyba nie mam co liczyć na Twoją pomoc przy chłopcach?” – Nikki uśmiechnęła się, a Ola zrobiła przepraszającą minę.
Wrzask, jaki było słychać, gdy Hanson bus podjechał pod hotel był nie do opisania. A zrobiły go osoby z otoczenia Oli, z Polski. Pani Jabłońska zalana łzami tuliła najstarszą córkę do siebie, Gabrysia przytulała ją z drugiej strony, jedynie Adrian i Pola czekali spokojnie na swoją kolej. Potem przywitała się z Mikołajem, Agatką i Błażejem, a także Państwem Hanson i pozostałym rodzeństwem Tay’a. W restauracji wynajęli całą salę dla siebie, wrzawa była przeogromna, zwłaszcza, że goście z Polski mówili w swoim języku, żeby móc jak najwięcej sobie opowiedzieć, ale też często przełączali się na angielski, żeby inni nie byli poszkodowani.
- „Ja to muszę chyba jakiś profit dostać, że Was zapoznałam.” – powiedziała Ola patrząc na swoją młodszą kopię, którą obejmował Błażej – „A jak mi przyniosła czapkę, co zostawiłeś na klatce, to mówiła: ‘co to w ogóle za imię? Błażej!’.
- „Olka!” – Gabi zrugała siostrę – „Teraz uważam, że to bardzo ładne, oryginalne i trochę zabawne imię.”
- „Zabawne? A to czemu?” – wtrąciła się Agata, dziewczyna Adriana.
- „Bo mojej Gabrieli kojarzy się z błaznem!” – wytłumaczył brunet udając, że strzela focha. Ola za to spłakała się ze śmiechu z tego wyjaśnienia. Była najszczęśliwszą osobą w tym towarzystwie. Miała wszystkich swoich bliskich obok. Jessica opychała się dobrociami, mówiąc, że to już ostatnie dni, kiedy ma prawo bezkarnie sobie dogadzać, Pola trajkotała w najlepsze ze swoim bratem, Zac i Adrian filmowali jak zawsze na dwie kamery, Mike próbował załatwić jakąś muzykę, żeby mogli sobie potańczyć, Angela trzymała się trochę z boku, przecież miała Olę na co dzień. Siostra Tay’a, mała Jessica ciągle przychodziła do dużej Jessici i pytała, kiedy wreszcie zostanie tą obiecaną ciocią. Rozgardiasz był ogromny i mało kogo obeszło to, że trzy osoby ulotniły się w celu wykonania próby. Ola tylko machnęła im na pożegnanie wracając do konwersacji z mamą.
Całe towarzystwo z Polski poza Pawłem i Jess bawiło się w tłumie, z boku, za barierkami, specjalnie zostało ustawione takie miejsce. Ola patrzyła z uwielbieniem na swojego ukochanego, gdy śpiewał jakby tylko ona tam była. Codziennie dziękowała w myślach Poli, Nicole i Gabrysi za to, że namówiły Tay'a do przylotu do Polski. Była szczęśliwa, tęskniła za domem i rodziną, ale wybrała miłość. Miłość, o którą dbała jak tylko potrafiła najlepiej. Tay ją kochał, nawet taką, która nigdy nie da mu dziecka, taką z wadami, taką z zaletami, taką codzienną, zwykłą ją. Chociaż, gdy mu to mówiła twierdził, że właśnie musi być niezwykła skoro nic nie potrafiło sprawić, żeby o niej zapomniał. Zamyśliła się na dłuższą chwilę, aż Gabi trąciła ją łokciem. Po solówkach i przerwie, gdzie wszyscy spotkali się za kulisami przyszedł czas na jej piosenkę. Tay wziął mikrofon w dłoń i zaczął patrzeć po pierwszych rzędach. 
- „Zawsze na koncertach tej trasy zapraszam na scenę kogoś z publiczności przy pewnej piosence.” – pisk był nieprawdopodobny – „Dzisiaj zrobię wyjątek. Chciałbym zaprosić do tańca osobę, dla której powstał ten utwór. Spojrzał centralnie na Olę, która stała przerażona kiwając głową na 'nie'. Gdy zobaczyła, że Tay zmierza w jej stronę schowała się za Adriana. 
- „Widzę, że będą trudności.” – powiedział odkładając mikrofon na stojak, zeskakując ze sceny, przerzucając Olę przez ramię i wracając schodami zza kulis. Wrzask znowu się podniósł.
- „Panie i Panowie, najlepsza tancerka na świecie, która zainspirowała mnie do napisania 'Give a little' – moja żona – Aleksandra Hanson.”
Ola postukała się w czoło, na co dostała buziaka od Tay'a. Zatańczyli razem do jej piosenki, na scenie, do JEJ piosenki. Trochę się tego obawiała i stresowała na początku, ale po chwili dała się ponieść muzyce i niebieskookiemu. A potem? A potem żyli długo i szczęśliwie...

Zac
- „I było im zielono...”

poniedziałek, 4 maja 2015

Część 108

Tay
To była dobra decyzja, że przyleciałem. ‘Oczywiście, że dobra kretynie, przecież kochasz ją na zabój.’ Uśmiechnąłem się sam do siebie. Kocham ją… Jasne, że kocham. Nigdy nie przestałem. Tylko moja duma, złość i ból przykryły to uczucie na jakiś czas. Kilka miesięcy temu, ba! Nawet jeden miesiąc temu nie chciałem jej znać, ale cały czas widziałem ją we własnej głowie, myślach. Czy wybaczę? Czy wyobrażam sobie bez niej życie? Chyba już wybaczyłem, teraz trzeba oczyścić tę chorą sytuację między nami. Ale co dalej? Przecież ona ma studia, ona będzie tu, a ja tam? ‘Nie myśl o tym baranie, na pewno da się to jakoś ułożyć.’ Nie mogłem spać, po cichu wymknąłem się do kuchni po coś do picia i serce zaczęło mi galopować, gdy zobaczyłem ją na krześle przy stole z kubkiem herbaty w dłoni. Patrzyła za okno, chociaż ciemno było jak na zimową porę przystało. W pierwszej chwili nie zauważyła mnie, widziałem jej profil. Faktycznie schudła, była blada, nie miała w sobie tej radości, którą zarażała wszystkich dookoła. Nie chciałem jej przestraszyć, ale i tak wzdrygnęła się, gdy wymówiłem jej imię.
- „Też nie możesz spać?” – spytała.
- „Nie mogę.”
- „Chcesz herbaty?”
- „Poproszę.”
Wstawiła wodę i opierając się o blat zaczęła mówić. Wszystko od samego początku. O tych nieszczęsnych badaniach, o ich wynikach, potem o tym, że załatwiła sobie urlop dziekański i chciała mi powiedzieć, że zostaje, a potem babcia dostała udaru i nie miał kto się nią zająć, więc postanowiła wrócić. Wszystko to wiedziałem, ale z jej ust i jej perspektywy wyglądało to zupełnie inaczej. Faktycznie się pogubiła, nie umiała sobie poradzić, a jak zwykle chciała zrobić wszystko sama. Kupiła bilety powrotne i nie wiedziała, co ma powiedzieć, jak ma mi to przedstawić. Uznała, że najlepiej, że mnie nie kocha i że było fajnie, ale wraca. Tego nie rozumiałem, ale jej samej trudno to było teraz pojąć. Potem cierpiała. Ona tu, ja w Stanach. Napatoczył się Igor, w końcu wyszło, że się zeszli, próbowała zapomnieć o mnie, ale jej nie wychodziło. Pękła, gdy zobaczyła nasz wywiad z Back to the Island. Nazwałem ją pomyłką. Wysłuchałem wszystkiego, czasem o coś pytałem, wtrącałem, ale mówiła głównie ona. Zrobiła dłuższą pauzę.
- „A teraz najgorsze.” – zaczęła, oczy się jej zaszkliły, ale kontynuowała – „Po tym, jak powiedziałam Ci, że wracam przyjechał do mnie Zac.”
- „Wiem, co zaszło.”
- „Co?”
- „Mówiłem Ci, że wiem wszystko.”
- „Pola Ci powiedziała?” – spytała zdziwiona.
- „Nie. On sam, od razu tego samego dnia. I to w momencie, gdy postanowiłem do Ciebie pojechać.”
- „Postanowiłeś do mnie pojechać?” – wreszcie spojrzała mi prosto w oczy.
- „Tak. Chciałem schować dumę w buty i z Tobą porozmawiać. Ale wtedy wszedł Zac z Nikki i Ike’m i powiedział, co zaszło.”
- „Boże Drogi… Ja tego nie planowałam, zaplątałam się po prostu i jakoś tak poszło. Wiedziałam, że on mi nie uwierzy. Jestem złym człowiekiem, ranię wszystkich, na których mi zależy. Nawet nie pomyślałam, że mogłam mocno zachwiać Wasze relacje. Tay, tak bardzo Cię przepraszam. Zac’a. Ike’a. Nicole. Polę. Wszystkich.”
Milczałem wpatrując się w jej twarz. Widziałem teraz wszystko jej oczami. Ale ona nie widziała nic moimi.

Ola
Teraz on opowiedział mi wszystko ze swojej strony. Co czuł, jak cierpiał, jak patrzył na mnie zza firanki, gdy oddawałam Ike’owe auto Nikusi przed wylotem do Polski. Jak wpadł w wir imprez, pił, palił, przyznał, że do tej pory pali i to sporo. Jak omotała go Megan, a jemu było wszystko jedno i spotykali się jakiś czas, ale strasznie go denerwowała. Powiedział o tym, że spotkał Paddy’ego w Budapeszcie i też rozmawiali długo o mnie. Paddy dał mu numer Matt’a, z którego skorzystał dopiero przed decyzją o przyleceniu tutaj. Paddy? Matt? W głowie mi się to nie mieściło. Słuchałam z otwartą buzią, bo jednak on też o mnie myślał, wspominał, miał mnie w sercu. Może jeszcze da się to wszystko naprawić? Ja się zmieniłam, nie chciałam już nigdy radzić sobie sama. Ale on też się zmienił, nie reagował ‘jak zwykle’.
- „Tay…”
- „Hmm?”
- „Wtedy w Tulsie, jak jeszcze wszystko było ok… Tak bardzo chciałam, żebyś powiedział mi te ważne słowa, tak dosadnie, co do mnie czujesz… Czekałam na nie…”
- „Nie rozumiem.”
- „Nie chciałam mówić pierwsza, bałam się, że nie czujesz tego samego, co ja. Ale powiedziałeś to w najgorszym momencie. Wtedy, gdy postanowiłam ściemnić, że było fajnie i tyle.” – trzymałam się, ale w tym momencie zaczęły lecieć mi łzy – „Nawet nie wiesz jak bardzo pragnęłam odpowiedzieć Ci tym samym. Jak potem żałowałam.”

Tay
Kobiety… Nie miałem pojęcia, że jej zależy na tym, aby usłyszeć ode mnie, że ją kocham. Chociaż w sumie Claire też narzekała, że nie mówiłem tego zbyt często. Teraz wyznała mi, że to też spowodowało, że postanowiła to, co postanowiła. Że nie była do końca pewna czy traktuję ją poważnie. No co za głupol! Nie znała mnie? Nie wiedziała? Chociaż przecież ja też niby ją znałem, a uwierzyłem w te brednie. Teraz nie powinno mieć to już znaczenia. Tylko czy będziemy w stanie sobie zaufać? Ja jej, ona mi? Czy będziemy w stanie odbudować nasz związek? Oprzeć go na miłości, czułości, szczerości, szacunku? Zac by mi znowu zwymyślał, że gadam jak baba. Spojrzałem na nią, patrzyła nieśmiało w moją stronę, widziałem przerażenie, ale też ogromną nadzieję. Nadzieję, że jednak nie wyjadę, nie zostawię jej, nie odrzucę. Że wybaczę i będziemy razem próbować. Widziałem, że ocierała łzy jakby nie chciała, żeby leciały.
- „I jeszcze jedno.”
- „Hmm?”
- „Nie zezłościłeś się jak zwykle, jesteś spokojny, opanowany, co się stało?”
Uśmiechnąłem się na to lekko.
- „Ktoś mi kiedyś usilnie tłumaczył, że nie tędy droga. Starałem się z tym walczyć.”
- „Udało Ci się. A ja… Ja już nie chcę sobie radzić sama. Wiem, że nawaliłam po całości i nie mam szans, ale chcę, żebyś wiedział, że jesteś największą miłością mojego życia.”

Ola
Nie myślałam, że powiem to na głos. Ale powiedziałam, musiał się o tym przekonać. Był spokojny, opanowany, nie tego się spodziewałam. Chyba wolałabym, żeby nakrzyczał, wtedy wiedziałabym, co się zdarzy, nie miałabym tej cholernej nadziei. Serce waliło mi jak oszalałe. Tak się zamyśliłam, że nie usłyszałam, gdy się odezwał.
- „Ola?”
- „Tak?” – znowu na niego spojrzałam, ale nie było go na krześle, stał bliżej, naprzeciwko mnie. Nogi się pode mną ugięły.
- „Ja naprawdę dużo wycierpiałem przez Ciebie. Jak mogłaś wpaść na tak durny pomysł?”
- „No nie wiem Taylor. Nie mam pojęcia jak ja mogłam na to wpaść. Najbardziej bałam się, że skoro nie mogę mieć dzieci, to nie będziesz mnie chciał, bo pomyślisz, że jestem wybrakowana i prędzej czy później mnie zostawisz. A tego bym nie zniosła.”
- „Rozumiem, że się bałaś, ale to się właśnie nazywa zaufanie.”
- „Wiem Tay, przepraszam, tak bardzo się bałam. Nikt nie wiedział, tylko Josh.”
- „Kto?” – nie zrozumiał.
- „No ten Twój mały kuzyn, co się nim zajmowaliśmy. Tylko jemu się zwierzyłam ze swoich problemów, po polsku. Potem Ty pojechałeś, a ja się rozpłakałam i wszedł Mło…” – spojrzałam z trwogą na niebieskookiego – „Nie wiem, czy mogę o nim mówić. Był moim przyjacielem.”
- „Możesz, wyjaśniliśmy sobie wszystko, a teraz ja wiem więcej, więcej rozumiem. Między nami jest ok, mów.”
- „Nie powiedziałam, czemu tak szlocham. Zwaliłam na stratę dziecka, nie powiedziałam nawet jemu. Wiedział tylko maleńki człowieczek, który nic nie mógł na to poradzić. A zaufanie? Tay, ja miałam problem z zaufaniem, wiedziałeś o tym. Teraz, z perspektywy czasu postąpiłabym zupełnie inaczej.”
- „Jak?” – przekręcił głowę w bok, mrużąc oczy, ja musiałam swoje przymknąć, żeby na niego nie patrzeć.
- „Poszedłbyś ze mną na te badania, od razu byś wiedział, płakałabym w Twój rękaw, powiedziałabym o babci, nie wróciłabym do Igora, w ogóle inaczej bym… to… Przepraszam, ja już nie mogę.” – chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę.
- „Ola, nie uciekaj. Zmierz się z tym do końca.”
- „Z czym Tay? Powiedziałam wszystko. Niczego nie ukryłam. Jestem złym człowiekiem i masz prawo mnie nienawidzić.”
- „Ale nie mogę.” – powiedział poważniejąc i patrząc przenikliwie w moje oczy.
- „Czemu?” – spytałam z trwogą.
- „Bo Ty też jesteś miłością mojego życia.”
- „Słucham?” – nie dowierzałam w to, co słyszę – „Tay, nie żartuj sobie, ja już i tak ledwo stoję na nogach.” – na to zdanie podszedł jeszcze bliżej opierając mi ręce na biodrach. Zachwiałam się, ale przytrzymał mnie mocniej. Zamknęłam oczy i przeniosłam się znowu rok wstecz, do Tulsy… Otworzyłam je po chwili, byłam w Polsce, w Warszawie, w swoim domu, w kuchni, ale… z nim! Z tym, na którym zależało mi najmocniej na świecie.
- „To nie jest sytuacja, z której można sobie żartować Ola. Tak czuję, też nie potrafiłem o Tobie zapomnieć, a Meg, to był tylko marny substytut Ciebie.”
- „Tay, powiedz wprost, bo to nie na moje nerwy.” – myślałam, że naprawdę zemdleję.
- „Mówię wprost: nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie.” – usłyszałam łupanie we własnej głowie, zamknęłam oczy, mało nie osunęłam się na ziemię.
- „Wariuję. Wariuję albo śnię. To się nie dzieję naprawdę.” – moje oczy latały na wszystkie strony, już traciłam kontrolę nad sobą, nad własnym życiem, nad tym, co jest prawdą, co snem, co jawą.
- „Tay, wybaczysz mi? Powiedz, czy mi wybaczysz?”
- „Chyba już Ci wybaczyłem, gdy zrozumiałem, co Tobą kierowało.”
- „Jezus Maria! To niemożliwe, Tay, to jest niemożliwe…” – teraz jego oczy były tak blisko, a nos prawie dotykał mojego.
- „Możliwe, tylko już nie płacz proszę, spróbujemy jeszcze raz.”
- „Jak to… Tay… Jeszcze raz? Ale… To niemożliwe, niemożliwe…” – próbowałam rozumieć, co do mnie mówi, ale było to bardzo trudne zadanie. Mocniej potrząsnął mną za ramiona.
- „Ola, uspokój się!” – powiedział lekko podniesionym tonem. Wtedy się opanowałam, potrząsnęłam głową, zamknęłam oczy, otworzyłam i zatonęłam jak zwykle, jak kiedyś, jak zawsze, gdy spojrzałam w niebieskość oczu Taylor’a. Nie cofnęłam wzroku, patrzyłam tak samo przenikliwie jak on.
- „Czy możesz powtórzyć?” – przekręciłam głowę w bok mrużąc oczy.
- „Powiedziałem, że spróbujemy jeszcze raz.” – kąciki ust uniosły się do uśmiechu, moje spływające łzy ze szlochu przerodziły się w łzy szczęścia. Uśmiechnęłam się.
- „Serio?” – musiałam się upewnić.
- „Serio, serio.”
Położyłam ręce na jego ramionach. Teraz już naprawdę jego nos stykał się z moim. A po nim przyszła pora na usta. Delikatnie, jakby to było pierwsze ich zetknięcie. Słone… przez moje łzy. Wyczekane, upragnione…

Tay
Nie byłem w stanie się powstrzymać. Ani powstrzymać ani wycofać. Wybaczyłem jej już dawno, teraz zmierzyłem się z tym, co mi powiedziała. Założyłem sobie, że dam sobie czas, że najpierw to wszystko przemyślę, że nie zrobię nic pochopnie. Ale widząc ją, rozmawiając z nią, słuchając jej wersji wydarzeń byłem już pewny. Nie trzeba było mi czasu, nie zamierzałem tracić ani minuty więcej. Smakowała słono przez płynące po jej twarzy łzy. Ale i ja poczułem, że mam mokre oczy, a przecież chłopaki nie płaczą. Poczułem prąd, gdy zatopiła rękę w moich włosach, jak kiedyś, jak zawsze. Tylko ona umiała tak robić, tylko ona… Moja Olsia…